wtorek, 23 listopada 2010

Biblioteki - demokracja

Rys historyczny.
Pierwsze biblioteki powstały już w trzecim tysiącleciu p.n.e. (np. w Egipcie i Chinach). O pierwszych bibliotekach, które można by określić mianem publicznych możemy zaś mówić już w okresie helleńskim. Ich tradycja – w europejskim kręgu kulturowym – zgasła jednak wraz ze starożytnością. W średniowieczu rozwinęły się natomiast biblioteki klasztorne i kościelne (XIII-XIV wiek), a następnie uniwersyteckie. Podstawową funkcją tych pierwszych bibliotek było gromadzenie ksiąg, jak również ich wytwarzanie. Pojawienie się na rynku większej ilości książek, a zwłaszcza wynalazek druku sprawiły, że stały się one bardziej dostępne, co stanowiło początek bibliotek dworskich.
Większa dostępność słowa pisanego nie oznaczała jednak szerokiego do niego dostępu. Cena książki oraz układ warunków społecznych sprawiały, że biblioteki – podobnie zresztą jak wykształcenie – miały charakter elitarny. Stopniowo jednak, od XV wieku, powstały liczne biblioteki humanistów, królów, możnowładców, czy biblioteki mieszczańskie. Okres reformacji bardzo wyraźnie wpłynął na rozwój bibliotek miejskich. W XVII-XVIII wieku niektóre biblioteki (np. możnowładców) znowu zaczęły nabierać charakteru bibliotek publicznych. Pojawiły się wówczas także biblioteki fundacyjne, które ze swej natury służyć miały szerszym kręgom społecznym i przyczyniać się do podnoszenia stanu wiedzy oraz edukacji. W Oświeceniu, przy instytucjach naukowych, zaczęły powstawać pierwsze biblioteki specjalne, a w wraz z kasacją zakonów księgozbiory, które zamknięte były dotychczas w klasztorach, zasiliły biblioteki świeckie.
W XVIII-XIX wieku, kiedy nastąpił gwałtowny rozwój nauki, zaczęły powstawać biblioteki towarzystw naukowych, a w XIX wieku i na początku XX stulecia - jednocześnie z upowszechnieniem się nauki - biblioteki uzyskały rangę instytucji społeczno–kulturalnych o charakterze publicznym.
Biblioteki i ich funkcje stawały się coraz bardziej zróżnicowane. Powstały i rozwijały się biblioteki powszechne. Organizowano biblioteki narodowe, parlamentarne, władz i urzędów, a także biblioteki specjalne (np. biblioteki dla niewidomych, biblioteki szpitalne, czy biblioteki dla dzieci).
Gwałtowny rozkwit nauki, techniki, szkolnictwa, wzrost produkcji wydawniczej – to wszystko spowodowało intensywny rozwój bibliotek i usług bibliotecznych. Wzrastał i różnicował się stan zbiorów oraz ich wykorzystanie. Rozwijały się biblioteki szkół wyższych, naukowe i fachowe. Działalność bibliotek w zakresie udostępniania i udzielania informacji rozszerzała się. Pojawiły się pierwsze wypożyczalnie międzybiblioteczne, doktryna udostępniania zbiorów ewoluowała w kierunku wolnego do nich dostępu, w końcu – wraz z rozwojem Internetu – pojawiły się biblioteki cyfrowe.
Od elitaryzmu do egalitaryzmu.
Dostęp do słowa pisanego, a więc do wiedzy i idei, stanowił od zawsze synonim stopnia udziału w sprawowaniu władzy. Im był dla danej jednostki czy grupy łatwiejszy, tym większy stawał się jej wpływ na sprawy publiczne. Dobrze ilustruje tę tezę historia bibliotekarstwa. Stopniem dostępu do usług bibliotecznych można by de facto mierzyć poziom demokratyzacji społeczeństw. Początkowo księgozbiory były jedynie domeną władcy i dopuszczanej przez suwerena do udziału w sprawowaniu rządów elity. W dalszej kolejności krąg osób dopuszczonych do korzystania z bibliotek poszerzył się o kastę klerków, co oznaczało również wzmocnienie ich wpływu na sprawowanie realnej władzy. Dopiero od dwóch stuleci, powszechny oraz swobodny dostęp do bibliotek i świadczonych przez nie usług wiązać można z demokratyzacją społeczeństw.
Warto podkreślić znaczenie dwóch użytych wyżej pojęć: "powszechny" i "swobodny". Zastosowane w tym kontekście nie są synonimami. "Powszechny" oznacza bowiem fizyczną i faktyczną dostępność zbiorów bibliotecznych dla wszystkich. Bez względu na to, czy owi "wszyscy" pragną z tych zbiorów korzystać - posiadają taką możliwość. "Swobodny" zaś oznacza fakt, że zbiory te kształtowane są w sposób nieskrepowany, wolny od ideologicznych nacisków. W tym kontekście przymiotu "swobodny" należy odmówić bibliotekom publicznym działającym np. w państwach totalitarnych lub autorytarnych, gdzie o zasobach bibliotecznych decyduje de iure lub de facto instytucjonalna, albo nieinstytucjonalna cenzura.
Co ciekawe, tego typu spojrzenie na rozwój zasięgu czytelnictwa i – co stanowi element towarzyszący temu zjawisku, a nawet rodzaj jego katalizatora – oddziaływania bibliotek nie jest dominujące w literaturze przedmiotu. Stawiane przez nią tezy dotyczą przede wszystkim rozwoju i upowszechniania nauki oraz edukacji. W tym kontekście, zmiany charakteru władzy i stopnia udziału w niej mniejszych lub większych grup schodzą na plan dalszy. Musi to zastanawiać, bo zbadanie korelacji między tymi zmiennymi zapewne pozwoliłoby nam odpowiedzieć na szereg pytań, a zwłaszcza te dotyczące związku pomiędzy poziomem edukacji społeczeństw, a dominującym w danym kręgu kulturowym systemem sprawowania władzy. W dalszej kolejności pozwoliłyby określić – w granicach przyjętej koncepcji ustrojowej – zadania, jakie stoją przed bibliotekami różnego typu, w tym także odpowiedzieć na pytanie o potrzebę istnienia bibliotek publicznych i – ewentualnie – rolę jaką powinny odgrywać.
Biblioteki publiczne a demokracja.
Jeśli przyjąć za dopuszczalny powyżej zaprezentowany tok myślenia, należałoby zarazem uznać, że biblioteki publiczne nie tyle są produktem demokracji, co demokracja jest produktem bibliotek. To oczywiście duży skrót myślowy, którego celem jest wskazanie związku pomiędzy szerokim dostępem do idei, których biblioteki są depozytariuszami, a przemianami społecznymi, jakie są pochodną upowszechniania się idei.
Analogicznie – można by uznać -, że jakość bibliotek publicznych stanowi odzwierciedlenie jakości demokracji w danym państwie. Tezę tę da się zresztą zilustrować materiałem empirycznym. Wystarczy bowiem odwiedzić biblioteki publiczne w Skandynawii, Francji, Szwajcarii czy na Wyspach Brytyjskich, a następnie w Polsce, na Ukrainie czy Białorusi, by móc przekonać się czym różni się dojrzała demokracja od demokracji ledwie ugruntowanej, raczkującej, czy iluzorycznej.
Idąc dalej tym tokiem myślenia można założyć, że stosunek ruchów ideowych, partii politycznych, czy konkretnych polityków do bibliotek publicznych stanowi probierz ich rzeczywistego stosunku do idei demokracji. Wiele znaczący w tym kontekście jest także brak jakiegokolwiek stanowiska w sprawie czytelnictwa i bibliotek publicznych. Oznacza on wszak – w rzeczy samej – brak zainteresowania podnoszeniem poziomu świadomości społeczeństwa, a co za tym idzie jakości jego wyborów. W konsekwencji – brak zainteresowania demokracją, rozumianą jako ustrój, w którym świadomi obywatele uczestniczą w sprawowaniu władzy - jako systemem politycznym.
Można więc stwierdzić, że stan polskich bibliotek publicznych stanowi odwzorowanie poziomu polskiej demokracji. Działania zaś, których celem jest podniesienie poziomu świadczonych przez nie usług to działania wzmacniające przemiany demokratyczne w naszym kraju.
Z drugiej strony wiele mówi to o odpowiedzialności samych bibliotekarzy. Muszą być oni bowiem świadomi, że stanowią niezwykle istotny element tego procesu. To od nich bowiem – w decydującej mierze – zależy poziom usług bibliotecznych, a co za tym idzie także zasięg czytelnictwa. A z tym ostatnim – jak doskonale wiemy z corocznych badań Instytutu Książki i Czytelnictwa Biblioteki Narodowej – dobrze nie jest.
Tymczasem śmiem twierdzić, że polskie biblioteki publiczne stały się instytucjami, których działalność w dużej mierze łagodzi dysfunkcyjność lub realny brak bibliotek szkolnych, a poza tym dostarcza rozrywki niewielkiej grupie osób spoza kręgu dzieci i młodzieży. Skoncentrowanie na zbiorach, a w zasadzie ich braku, spowodowało, że stały się instytucjami wyalienowanymi ze społeczności lokalnych jako takich, a co za tym idzie zmarginalizowanymi, pozbawionymi należnego im szacunku i opuszczonymi.

Jeśli biblioteki rzeczywiście mają odgrywać rolę, jaką przypisuje się im w społeczeństwach demokratycznych, muszą nie tylko być instytucjami zlokalizowanymi w nowoczesnych obiektach, wyposażonymi w najnowszy sprzęt, z dostępem do różnych mediów i szeroką ofertą czytelniczą. Muszą również być instytucjami żyjącymi problemami społeczności, którym służą. Więcej – muszą znaleźć się w centrum tych problemów. Innymi słowy, obok budynku urzędu gminy i miejscowej plebani stać się miejscami, gdzie przeżywa się i rozwiązuje lokalne problemy, świętuje sukcesy i zastanawia nad przyszłością.

środa, 3 listopada 2010

Wybory

21 listopada 2010 roku odbędą się wybory samorządowe. Kandyduję w nich do Sejmiku Województwa Małopolskiego z 16 (ostatniego) miejsca na liście nr 10 Komitetu Wyborczego Wyborców „Wspólnota Małopolska Marka Nawary” (okręg nr 3 obejmujący miasto Kraków). Nie prowadzimy szeroko zakrojonej kampanii. Nie jesteśmy partią polityczną. Nie dysponujemy publicznymi środkami, które można by na ten cel przeznaczyć. Ma to jednak i swoje zalety. Bo choć nie możemy sobie pozwolić na bilbordy i spoty telewizyjne, to nie musimy słuchać rozkazów z Warszawy. KWW „Wspólnota Małopolska Marka Nawary” gromadzi ludzi doświadczonych, samorządowców, przedsiębiorców, społeczników… Ich wybór stanowi gwarancję rzetelnego zajęcia się sprawami Małopolski. Hasło naszej kampanii to: SERCE I WIEDZA DLA MAŁOPOLSKI. Osobiście dodałem do tego jeszcze SOLIDNIE – UCZCIWIE – SKUTECZNIE!

Jest kilka spraw, którym szczególnie chciałbym poświęcić się, jako radny Województwa Małopolskiego. Wierzę bowiem, że od tego, jak będzie rozwijał się Kraków, jako stolica regionu, zależy przyszłość całego województwa. Aby Kraków był metropolią, Sejmik Województwa Małopolskiego musi dołożyć starań, żeby:

* Zapewnić miastu dostępność komunikacyjną. To konieczność dokończenia budowy obwodnicy Krakowa oraz budowy nowego przebiegu dróg wojewódzkich łączących miasto z subregionami. Radni Sejmiku muszą dołożyć wszelkich starań, by połączenie drogowe z Kielcami i Warszawą znalazło się w planach inwestycyjnych na najbliższe lata. Podobne zadania czekają samorząd w sprawie przebudowy szlaków kolejowych oraz budowy sprawnego systemu przewozów regionalnych. Komunikację ze światem musi zapewnić rozbudowane i racjonalnie zarządzane lotnisko w Balicach, które powinno uzyskać dogodne połączenie drogowe i kolejowe z centrum Krakowa.

* Zapewnić miastu bezpieczeństwo powodziowe. W tym zakresie Województwo ma szczególnie dużo do zrobienia. Niezbędne jest dokończenie modernizacji wałów wiślanych, przeprowadzenie prac modernizacyjnych na mniejszych ciekach wodnych, zastąpienie śluz łączących je z Wisłą przepompowniami. Dotyczy to zwłaszcza Potoku Kostrzeckiego, Strugi Rusieckiej, Potoku Sidzinka i Serafy. Dopracowania wymaga też system reagowania na zagrożenie powodziowe służb melioracyjnych oraz instytucji odpowiedzialnych za zarządzanie kryzysowe.

* Zapewnić miastu dobrze zorganizowaną opiekę medyczną. Wzmocnienia wymaga cały system ratownictwa medycznego - od Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego po sieć Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych. Szpitalom Wojewódzkim należy stworzyć warunki, w których będą w stanie w pełnym zakresie realizować swoją misję. Oznacza to ich dokapitalizowanie oraz wsparcie dla działań restrukturyzacyjnych i modernizacyjnych. Województwo powinno wspierać też innowacyjne inicjatywy w zakresie służby zdrowia, w tym ideę budowy w Krakowie pierwszego w Europie Centrum Leczenia Szpiczaka.

* Zapewnić wszystkim krakowianom dostęp do kultury. Województwo nie tylko powinno dbać o powstawanie nowych instytucji kultury i nowych obiektów, w których one funkcjonują, ale przede wszystkim mieć wieloletnią strategię ich funkcjonowania, popartą odpowiednimi gwarancjami finansowymi. W szczególny sposób Województwo powinno zadbać o biblioteki publiczne oraz inne inicjatywy zmierzające do promocji czytelnictwa.

* Zapewnić warunki dla rozwoju przedsiębiorczości. Będzie to możliwe dzięki właściwemu wykorzystaniu środków europejskich, a także wydajnemu gospodarowaniu majątkiem Województwa. Oznacza to konieczność włączenia się w działania zmierzające do zapewnienia Polsce jak największego udziału w europejskim budżecie na lata 2014-2020 oraz podjęcie pracy nad innym niż dotychczas sposobem wykorzystywania majątku, którego nasz Region jest właścicielem. Środki europejskie i dochody z majątku służyć muszą wspieraniu powstawania nowych podmiotów gospodarczych oraz innowacyjnych projektów przedsiębiorstw już istniejących.

* Stworzyć warunki dla rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. To konieczność rozszerzenia zakresu współpracy z organizacjami pozarządowymi poprzez stworzenie funduszu małych i dużych grantów oraz odbiurokratyzowanie sposobu wydatkowania tych środków. Obecnie obowiązujące regulacje paraliżują realizację wielu cennych projektów. Koniecznym jest wykorzystywanie możliwości „powierzania” stowarzyszeniom i fundacjom realizacji zadań publicznych. W wielu przypadkach będą one wykonywały je lepiej i taniej niż administracja.

* Zapewnienie instytucjom publicznym możliwości profesjonalizacji działań i rozwoju. Oznacza to wdrożenie w życie zasad „nowego zarządzania publicznego”. Administracja regionalna i inne podległe Województwu jednostki powinny kierować się jednolitymi (transparentnymi i obiektywnymi) standardami zatrudniania oraz awansu wewnętrznego opartego o kompetencje i zaangażowanie. To one – a nie koneksje polityczne – winny decydować o tym, kto w nich pracuje i nimi zarządza.

Czy potrafię zmierzyć się z tymi problemami? Gwarancją tego, że tak, jest moje dotychczasowe doświadczenie.
Niebawem skończę 40 lat. Od dwudziestu jestem związany z Krakowem. Tutaj studiowałem, założyłem rodzinę, dojrzewałem zawodowo i społecznie. Studia ukończyłem na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie uzyskałem stopień naukowy doktora nauk humanistycznych. Od dziesięciu lat jestem związany z instytucjami publicznymi. Pełniłem funkcje Rzecznika Prasowego Wojewody Małopolskiego, Pełnomocnika Wojewody ds. Mniejszości Narodowych i Etnicznych, Dyrektora Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie, Dyrektora Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego. W ramach licznych projektów i inicjatyw dydaktycznych współpracuję z Małopolską Szkołą Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, Uniwersytetem Pedagogicznym w Krakowie oraz Stowarzyszeniem Willa Decjusza. Jestem członkiem Stowarzyszenia „U siebie – At home”, Korporacji Samorządowej im. Józefa Dietla oraz Małopolskiego Stowarzyszenia Rozwoju Regionalnego, gdzie pełnię funkcję Przewodniczącego Zarządu.
Mam nadzieje, że zetknęli się Państwo z efektami mojej dotychczasowej pracy. Bardzo bym chciał, żeby to one mówiły raczej o mnie niż ja sam. Każdy głos, który uzyskam dzięki temu, że znacie mnie takim jakim jestem, polecił Wam moją kandydaturę ktoś, kto mnie osobiście zna lub zetknął się z tym, co udało mi się dotychczas zrobić to dla mnie wartość, której przecenić nie sposób.
W życiu kieruję się prostymi zasadami - solidność, lojalność, uczciwość i skuteczność. Za konsekwentne ich przestrzeganie czasem muszę płacić bardzo wysoką cenę. Nie zniechęciło mnie to jednak do pracy na rzecz dobra wspólnego. Chciałbym swoją wiedzą i doświadczeniem służyć Państwu jako Radny Województwa Małopolskiego. Dlatego proszę o Państwa głos w wyborach 21 listopada br.


dr Artur, Zygmunt Paszko
kandydat na Radnego Województwa Małopolskiego
Lista nr 10, miejsce 16 (ostatnie)
Komitet Wyborczy Wyborców „Wspólnota Małopolska Marka Nawary”

poniedziałek, 1 listopada 2010

Obciach

Okres przedwyborczy od lat traktuję ze szczególną czułością. Bo choć napracować się trzeba, to i zabawy jest co niemiara. Kiedyż bowiem indziej można – wyciągając pocztę ze skrzynki – zobaczyć więcej obciachowych zdjęć, czy przeczytać więcej bardziej nieporadnie skleconych zdań? A i ta celność obietnic skojarzona z rzeczywistymi kompetencjami organów, do których aspirują kandydaci. Rzecz godna badań najwyższych autorytetów!
W tym roku przyglądam się wyborom w sposób szczególny. Wszak sam biorę w nich udział. Może dlatego jakiś taki przeczulony jestem. No bo dziwnie się poczułem, kiedy na pierwszym miejscu podkrakowskiej listy PO do Sejmiku Województwa Małopolskiego zobaczyłem aktualnego radnego, który wszem i wobec ogłosił był swego czasu, że nie wiedział nad czym głosuje. Dzisiaj przebił go kolejny polityk PO, starający się o reelekcję do Rady Miasta Krakowa. Okazało się bowiem, że plakaty klei na oklejonych dyktach innego kandydata PO. Tyle że do Parlamentu Europejskiego. I jakoś nikt z przeze mnie pytanych nie chciał uwierzyć, że są to podkłady z odzysku. Można więc założyć, że nawet jeśli ów kandydat radnym ponownie zostanie, nie będzie miał lekko w partii.
Na Olimp wyborczego obciachu wspiął się jednak tarnowski PiS. Otóż pełnomocnik wyborczy tej partii w jednym z okręgów zarejestrował listy ułożone według własnego pomysłu, a nie zgodne z decyzją Komitetu Wyborczego Wyborców. Przy okazji usunął z niej większość powiatowych, politycznych tuzów. Awantura z prokuratorem w tle, a kobyłka u płota.
Obciach w polityce to chleb powszedni. Może więc ktoś zdecydowałby się prowadzić jego ranking? Mógłbym nawet ufundować nagrodę. Coś na kształt trójkowych „Srebrnych Ust”. Jeśli znajdzie się chętny zgłaszam pierwszego kandydata – „minister ds. TVN 24” Julię Piterę, która - choć nie zrealizowała żadnego z zadań przypisanych jej jako Pełnomocnikowi Rządu ds. Opracowania Programu Zapobiegania Nieprawidłowościom w Instytucjach Publicznych - znajduje czas na osobiste sprawdzanie tysięcy anonimowych donosów i tropienie przekrętów z kategorii tych z dorszem zakupionym za 8,16 zeta.