piątek, 8 kwietnia 2016

JAWEN SASTE BAHTAŁE SARENGE ROMA PE DA SWETO!

Od początku tego roku moja biblioteczka romologiczna powiększyła się o 3 pozycje. Jakoś nie było dotąd okazji, by o tym wspomnieć. Lepszej, niż przypadający na dzisiaj Międzynarodowy Dzień Romów - długo nie będzie. Przejdźmy więc do rzeczy.

Pierwszą z nich jest wydana przez Muzeum Okręgowe w Tarnowie książeczka autorstwa Adama Bartosza pt.: Małopolski szlak martyrologii Romów (Tranów 2015). Najlepszą rekomendację dla tej pracy stanowi sama postać jej twórcy. Pozycja nie jest obszerna, nie można jej uznać za pracę naukową, ale niewątpliwie trzeba przypisać jej walor znacznie wyższy niż pracy stricte popularyzatorskiej. Poza kilkoma wstępnymi paragrafami, prowadzi nas ona przez miejsca pamięci o zagładzie Romów w czasie II wojny światowej znajdujące się na terenie obecnego województwa małopolskiego, a następnie w innych rejonach Polski.

Druga ze wspomnianych pozycji również związana jest z osobą Adama Bartosza. Tym razem jako redaktora naczelnego rocznika Studia Romologica. Dotarł do mnie mianowicie 8 numer tego pisma (Tarnów 2015). W nim zaś teksty takich autorów jak Marushiakowa, Popov, Szyszlak, Popieliński, Kapralski, van Baar, Szewczyk, Grzymała-Kazłowski, Mirga-Wójtowicz, Kocój, Krinkovà czy Odrzywołek. W Części III – Recenzje – Opinie zamieszczony został również tekst mojego pióra pt.: O europejskich Cyganach. Bez upiększeń poświęcony książce Rolfa Bauerdicka – Cyganie. Spotkania z nielubianym narodem (Warszawa, Grupa Wydawnicza Foksal, 2015), którą z czystym sumieniem każdemu z PT czytelników niniejszego posta polecam.

I w końcu ostatnia praca, o której chciałbym dzisiaj wspomnieć. Jest nią Przyszłość – Odasojawła, czyli to co będzie (Bytom 2015) zredagowana przez Dorotę Żuber i wydana przez Szkołę Podstawową nr 16 im. Marii Konopnickiej w Bytomiu. Stanowi ona poszerzoną dokumentację niezwykle cennego projektu, ukierunkowanego na budowanie pozytywnych wzorców związanych z pracą, zrealizowanego przez działającą przy wspomnianej placówce świetlicę integracyjną Amaro Strychos. Jej koordynatorką, a zarazem nauczycielem wspomagającym zatrudnionym w bytomskiej SP nr 16 jest pani Agata Kołodziejczyk. To jej zawdzięczam, że mogłem do tej publikacji przygotować krótki, propedeutyczny wstęp.

sobota, 26 marca 2016

Wyimki wielkanocne



Kiedy zobaczyłem ten tryptyk z klasztoru św. Katarzyny na Synaju (XII wiek) przypomniała mi się jedna z książek ks. prof. Wacława Hryniewicza, a dokładniej Nasza Pascha z Chrystusem. Autor wywodzi w niej m.in., że wprawdzie śmierć Jezusa nastąpiła w przemijającym czasie historii, ale zawiera w sobie zarazem koniec czasów(1). Tego samego stwierdzenia nie da się już użyć w stosunku do Zmartwychwstania, gdyż dokonało się ono poza zasięgiem czasu, niejako na styku z wiecznością(2). W rzeczywistości nie jest już ono wydarzeniem należącym do ziemskiego sposobu egzystencji. Granicą czasu jest bowiem śmierć, początek wieczności(3).

Wszystkim życzę dobrych świąt! Alleluja!

(1) W. Hryniewicz, Nasza Pascha z Chrystusem. Zarys chrześcijańskiej teologii paschalnej, t. 2, Lublin 1987, s. 269.
(2) Tamże, s. 271.
(3) Tamże.

Szerzej: S. Anna Murawska, Kosmiczny wymiar pełni zbawienia w Chrystusie Paschalnym w ujęciu ks. Wacława Hryniewicza, „Teologia w Polsce”, nr 9,2 (2015), s. 131-147.



niedziela, 21 lutego 2016

A gdzież tam!

Całe życie żyliśmy jakby na walizkach. Tysiące przejść, niepewności, załamań. Ciągła prowizorka, tymczasowość, byle do jutra. A kiedyś zacznie się prawdziwe życie. No i masz. Przychodzi starość i gdzie to prawdziwe życie?
(Tadeusz Konwicki, Zwierzoczłekoupiór)

Zacznę od autodenuncjacji. Uroczyście oświadczam, że nie mam w zwyczaju czytać tych spośród swoich tekstów, które dostąpiły zaszczytu publikacji. Bez względu na czas i miejsce, w którym ujrzały światło dzienne, pozostają one zasadniczo własnością PT Czytelników. Z zasadami jest jednak tak, że kochają wyjątki. Te zdarzają się również i mi. Rzadko, bo rzadko. Ale jednak. Jeden z takich wyjątków wydarzył się dzisiaj. Przejrzałem mianowicie swoje wpisy na blogu datowane na 21 lutego. I choć nie znalazłem w nich nic szczególnie wartego uwagi, już sam fakt, że chciało mi się je czytać sprawił, iż poczułem się zdecydowanie skonfundowany. Mam więc już na co zwalić winę za ewentualnie dziwne samopoczucie, które – kto wie – może dotknąć mnie tego właśnie dnia AD 2016.

Było usprawiedliwienie (częściowo prewencyjne), czas więc rozwinąć, ledwie wyżej zasygnalizowaną, autokrytykę. Jak się okazuje, najciekawszymi elementami tych wpisów są przytaczane w nich cytaty. Zdaje się to potwierdzać tezę, że choć żyjemy w czasach, gdy wszyscy piszą, ale mało kto czyta (chyba jako pierwszy fakt ten stwierdził Tadeusz Konwicki), tendencji tej utrwalać nie należy. Zwłaszcza że, jak był łaskaw obwieścić w „Nędznikach” Wiktor Hugo: „Nie można bezkarnie czytać głupstw”. A przecież skoro są piszący, znajdą się też jacyś czytelnicy. Zważywszy, że niniejszy tekst, drogi Czytelniku, ma wszelkie szanse nie być mądrzejszy od innych mych wpisów z 21 lutego, zastanów się proszę, czy warto czytać dalej. W razie gdybyś się na to zdecydował, pamiętaj, ostrzegałem.

Skoro powiedziało się „a”, trzeba powiedzieć też „b”. Czas więc na autodiagnozę. Banalność moich urodzinowych wpisów musi mieć przecież jakąś przyczynę, a przyczyna ta musi gdzieś tkwić. Najpewniej we mnie samym. Kto wie, czy nie jest nią zwykła bezradność w obliczu mijającego czasu? Żaden tam ze mnie jednak Proust. Nie czuję w jakiś szczególny sposób, bym go utracił. Nie poczuję więc, jakby co, że go odnalazłem. Być może więc jest nią zupełna wobec tego faktu obojętność, pełne pogodzenie się z rzeczywistością, w której nawet wzrastanie jest formą przemijania? Sam nie wiem jednak, czy rzeczywiście jestem wobec tej oczywistości tak bardzo niewzruszony... Klucz do rozwiązania tej zagadki leży zapewne gdzieś blisko. Znacznie bliżej niż mogłoby się wydawać. Podobnie jak zima, którą odnaleźliśmy wczoraj nie gdzieś w okolicach bieguna, ale w sąsiednim powiecie…

Na razie jednak nie znam właściwej odpowiedzi. Autodiagnoza więc mi się nie udała. Czas więc odwołać się do innego „a”. Niech nim będzie autoironia. Powodów do niej jest wystarczająco dużo. Ot choćby i ten: wyczytałem mianowicie jakiś czas temu, że niezwykle ważna, międzynarodowa organizacja uznała, że świat zmienił się na tyle, iż należy przesunąć grancie poszczególnych okresów życia. I tak młodość kończy się obecnie wraz z 45 rokiem życia. Spierać się z ważnymi, międzynarodowymi organizacjami można. Ale co to da? Czyż nie lepiej uznać, trawestując Wieszcza, że oto skończyła się ma „młodość górna i durna”, a zaczął się dla mnie „wiek męski, wiek klęski”? A gdzież tam:-)!