Czas to nie droga szybkiego ruchu pomiędzy kołyską a grobem, czas - to miejsce na zaparkowanie pod słońcem.
Phil Bosmans
Czytanie ma ten efekt uboczny, że albo odbiera człowiekowi chęć do pisania, albo wręcz przeciwnie, do tego pisania go przymusza. Przyznam, że ostatnio znalazłem się na pierwszym z tych biegunów i gdyby nie fakt, że co roku, w okolicach 21 lutego, staram się skreślić kilka zdań, pewnie ten wpis by nie powstał. Im bowiem jestem starszy, tym bardziej dostrzegam wagę pewnych stałych punktów odniesienia, tych delikatnych elementów tkanki rzeczywistości, które w owej rzeczywistości pozwalają człowiekowi zorientować się skąd wyszedł, kim jest i dokąd zmierza. A że dekoracje, w których odgrywamy rolę swojego życia, zmieniają się dość dynamicznie, to i z tą orientacją różnie bywa, zaś nasze spojrzenie na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość ulega znacznym przekształceniom. Istotną rolę w tym procesie odgrywają zarówno nasze fascynacje, jak i rozczarowania. Pewnie zwłaszcza te ostatnie.
Taka jest cena dojrzewania, dorastania do wieczności. I tak najpierw chcemy żyć szybko, kochać mocno i umierać młodo, później orientujemy się, że wyszło jak zwykle, by w końcu zacząć obawiać się, jakie będą tego konsekwencje.
Słucham wiec Róż Europy sprzed lat i tych obecnych, dokładając sobie na deser Voo-Voo, by ostatecznie dojść do wniosku, że osobiście nie mam powodów do aż takich rozterek, a moja natura nie sprzyja stawianiu pytań, z definicji zakładających skrajnie pesymistyczne odpowiedzi. Tym bardziej, że rozterki tego typu raczej niczemu dobremu nie służą. No chyba, że znajdujemy w sobie siłę, by przetworzyć je w pozytywne działanie. A o tym, że pewnie siły takiej w sobie szukamy, świadczy popularność różnego rodzaju poradników, w typie 30 rzeczy, które należy przestać sobie robić, czy 30 rzeczy, które zrestartują Twoje życie.
Nie potrafię jednoznacznie ocenić takich rad, ale wolę je już od tych, których realizacja ma zapewnić człowiekowi wiekuistą młodość. Wiara w to, że właśnie owa młodość (cokolwiek ten termin oznacza) jest wartością, której należy podporządkować całą naszą aktywność, wydaje mi się niczym nieuzasadniona, by nie rzec wprost – absurdalna. Absurdalna, ale dająca się wytłumaczyć. Ot choćby słowami Magdaleny Ziętek: Dla kapitału interesujący (…) są tylko ci, którzy dysponują odpowiednimi środkami finansowymi. A ponieważ w społeczeństwach zamożnych w tej chwili mamy do czynienia z sytuacją nasycenia rynku, dalsze napędzanie produkcji możliwe jest tylko dzięki „produkowaniu” nowych potrzeb. Kapitalizm dla swojego rozwoju potrzebuje więc człowieka o mentalności materialistyczno-hedonistycznej. Produkowanie nowych potrzeb możliwe jest bowiem tylko wtedy, kiedy uwaga ludzi będzie w sposób celowy przenoszona na sferę materialną. Asceta, który swoje potrzeby ogranicza do minimum, w gruncie rzeczy hamuje tak zwany rozwój gospodarczy.
Dalibóg nie jestem ascetą! Ale zwariować się też nie dam! Mam lustro i patrzę w nie codziennie. A choć widzę w nim co raz to inny obraz, dostrzegam zarazem tego samego człowieka. Skończyłem 43 lata i dobrze mi z tym.