Wyobraźcie sobie następującą sytuację. Jedna spółka kolejowa zleca przeprowadzenie remontu strategicznego tunelu. Koszt jakieś 50 milionów złotych. Inna – kupuje nowoczesne wagony, którymi pasażerowie mają mknąć przez ów strategicznie położony tunel. Koszt – jakieś 250 milionów złotych. Jak przychodzi już co do czego okazuje się, że wagony nie mieszczą się w zmodernizowanym tunelu… Cztery lata dumania i debat. Decyzja – kolejna modernizacja tunelu. Koszt? Kolejne 4 miliony 300 tysięcy złotych. Absurd? Nie. Polska rzeczywistość. A gdyby tak spojrzeć głębiej. Przyjrzeć się tym inwestycjom w dłuższej perspektywie czasowej..? Nie znam szczegółów. Trudno dywagować. Bliższe są mi inne przypadki. Wiele przypadków…
Pierwszy z brzegu - modernizacja DK nr 7 na odcinku zwanym popularnie „obwodnica Kielc”. Długość: 23 kilometry. Koszt: nieco ponad 640 milionów złotych. Regularność moich nim przejazdów w ciągu ostatnich 20 lat: ponadprzeciętna.
Moje pierwsze zetknięcie z tym odcinkiem pamiętam do dzisiaj. Początek lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Droga ekspresowa, na której bałem się przekraczać prędkość 80 kilometrów na godzinę z obawy przed poważnym uszkodzeniem zawieszenia. Stan nawierzchni był katastrofalny. Tym niemniej jedno budziło nadzieję. Budowniczowie obwodnicy przewidzieli mianowicie, że będzie to trasa dwujezdniowa. I chociaż udało im się wybudować tylko jedną nitkę drogi, to wszystkie przechodzące nad nią wiadukty zbudowano w taki sposób, by zmieściły się pod nimi obydwie jezdnie. Przez kilka lat żyłem więc nadzieją, że lada moment rozpocznie się budowa owej drugiej nitki, przełoży się na nią ruch i rozpocznie remont starej, zniszczonej drogi. Niestety, najpierw doczekałem się tego ostatniego. Początkowo doraźnie wymieniano fragmenty nawierzchni. Z czasem rozpoczęto remont kapitalny. Trwał lata, a czas przejazdu odcinka wydłużył się niepomiernie. Któż ze stałych bywalców nie pamięta tych ciągnących się w nieskończoność korków. Efekt był jednak zadowalający. I dał kilka lat spokoju.
W ubiegłym roku, ku mojej wielkiej radości, rozpoczęto budowę drugiej nitki. Trochę zdziwił mnie fakt, że zainicjowało go burzenie wiaduktów. Wytłumaczyłem sobie jednak po chłopsku, że może ich stan techniczny budził już zastrzeżenia i nie opłacało się ich remontować, albo – po prostu – nie odpowiadały współczesnym standardom. Większość ze stawianych w ich miejsce nowych obiektów jest już niemalże gotowa. Podobnie jak nowa jezdnia. W osłupienie wprawił mnie jednak fakt, że teraz drogowcy zaczęli zrywać asfalt (a częściowo także demontować podkład) jezdni, której remont zakończył się nie tak dawno temu.
Nadal więc stoję w korkach, przecieram oczy ze zdumienia i klnę pod nosem. Klnę, bo sobie liczę… Wybudowanie od podstaw podobnego odcinka DK nr 7 pomiędzy Występą a Skarżyskiem Kamienną kosztowało ok. 780 milionów złotych. Większość tej kwoty - nieco ponad 640 milionów złotych - pochłonęły roboty budowlane. Odcinki są niemalże porównywalne… Koszt modernizacji i rozbudowy „obwodnicy Kielc” to – przypominam – nieco ponad 640 milionów złotych. Jeżeli do wartości obecnych robót budowlanych dodamy jednak koszt wybudowania jeszcze w PRL nadmiarowych wiaduktów oraz wybudowanej w ramach późniejszego remontu od podstaw a demontowanej obecnie jezdni… A spróbujmy dodać do tego jeszcze cenę hektolitrów bezproduktywnie (no chyba, że uznać to za metodę dodatkowego zasilania budżetu państwa) wypalonej przez snujące się przez lata remontów w korkach pojazdy… Nie wiem czy mi wystarczy wyobraźni, by ogarnąć finalny koszt kilometra.
Podobne momenty zwątpienia, jeżdżąc polskimi drogami, przeżywałem wielokrotnie. Mój mały rozumek nie pozwala mi pojąć, dlaczego najpierw przez lata remontuje się drogę alternatywną do autostrady, a dopiero później buduje autostradę? Dlaczego projekty drogowe są poszatkowane? Buduje się i modernizuje wiele dróg jednocześnie. Żadnej od początku do końca. I tak jest od lat. Teraz widać to lepiej, bo skala inwestycji jest – w rzeczy samej – imponująca. Chciałbym wierzyć, że po EURO 2012 nasz zapał budowlany nie ulegnie nagłemu ochłodzeniu. Potrzeb wszak nie brakuje. Gdzieś tam, głęboko ukryta w zwojach mózgowych, tli mi się też nadzieja, że będziemy robili to rozsądniej. Kto wie? Może z zaklętego koła: „Czemuś biedny? Boś głupi! Czemuś głupi? Boś biedny!” istnieje jednak jakaś droga ucieczki…
Pierwszy z brzegu - modernizacja DK nr 7 na odcinku zwanym popularnie „obwodnica Kielc”. Długość: 23 kilometry. Koszt: nieco ponad 640 milionów złotych. Regularność moich nim przejazdów w ciągu ostatnich 20 lat: ponadprzeciętna.
Moje pierwsze zetknięcie z tym odcinkiem pamiętam do dzisiaj. Początek lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Droga ekspresowa, na której bałem się przekraczać prędkość 80 kilometrów na godzinę z obawy przed poważnym uszkodzeniem zawieszenia. Stan nawierzchni był katastrofalny. Tym niemniej jedno budziło nadzieję. Budowniczowie obwodnicy przewidzieli mianowicie, że będzie to trasa dwujezdniowa. I chociaż udało im się wybudować tylko jedną nitkę drogi, to wszystkie przechodzące nad nią wiadukty zbudowano w taki sposób, by zmieściły się pod nimi obydwie jezdnie. Przez kilka lat żyłem więc nadzieją, że lada moment rozpocznie się budowa owej drugiej nitki, przełoży się na nią ruch i rozpocznie remont starej, zniszczonej drogi. Niestety, najpierw doczekałem się tego ostatniego. Początkowo doraźnie wymieniano fragmenty nawierzchni. Z czasem rozpoczęto remont kapitalny. Trwał lata, a czas przejazdu odcinka wydłużył się niepomiernie. Któż ze stałych bywalców nie pamięta tych ciągnących się w nieskończoność korków. Efekt był jednak zadowalający. I dał kilka lat spokoju.
W ubiegłym roku, ku mojej wielkiej radości, rozpoczęto budowę drugiej nitki. Trochę zdziwił mnie fakt, że zainicjowało go burzenie wiaduktów. Wytłumaczyłem sobie jednak po chłopsku, że może ich stan techniczny budził już zastrzeżenia i nie opłacało się ich remontować, albo – po prostu – nie odpowiadały współczesnym standardom. Większość ze stawianych w ich miejsce nowych obiektów jest już niemalże gotowa. Podobnie jak nowa jezdnia. W osłupienie wprawił mnie jednak fakt, że teraz drogowcy zaczęli zrywać asfalt (a częściowo także demontować podkład) jezdni, której remont zakończył się nie tak dawno temu.
Nadal więc stoję w korkach, przecieram oczy ze zdumienia i klnę pod nosem. Klnę, bo sobie liczę… Wybudowanie od podstaw podobnego odcinka DK nr 7 pomiędzy Występą a Skarżyskiem Kamienną kosztowało ok. 780 milionów złotych. Większość tej kwoty - nieco ponad 640 milionów złotych - pochłonęły roboty budowlane. Odcinki są niemalże porównywalne… Koszt modernizacji i rozbudowy „obwodnicy Kielc” to – przypominam – nieco ponad 640 milionów złotych. Jeżeli do wartości obecnych robót budowlanych dodamy jednak koszt wybudowania jeszcze w PRL nadmiarowych wiaduktów oraz wybudowanej w ramach późniejszego remontu od podstaw a demontowanej obecnie jezdni… A spróbujmy dodać do tego jeszcze cenę hektolitrów bezproduktywnie (no chyba, że uznać to za metodę dodatkowego zasilania budżetu państwa) wypalonej przez snujące się przez lata remontów w korkach pojazdy… Nie wiem czy mi wystarczy wyobraźni, by ogarnąć finalny koszt kilometra.
Podobne momenty zwątpienia, jeżdżąc polskimi drogami, przeżywałem wielokrotnie. Mój mały rozumek nie pozwala mi pojąć, dlaczego najpierw przez lata remontuje się drogę alternatywną do autostrady, a dopiero później buduje autostradę? Dlaczego projekty drogowe są poszatkowane? Buduje się i modernizuje wiele dróg jednocześnie. Żadnej od początku do końca. I tak jest od lat. Teraz widać to lepiej, bo skala inwestycji jest – w rzeczy samej – imponująca. Chciałbym wierzyć, że po EURO 2012 nasz zapał budowlany nie ulegnie nagłemu ochłodzeniu. Potrzeb wszak nie brakuje. Gdzieś tam, głęboko ukryta w zwojach mózgowych, tli mi się też nadzieja, że będziemy robili to rozsądniej. Kto wie? Może z zaklętego koła: „Czemuś biedny? Boś głupi! Czemuś głupi? Boś biedny!” istnieje jednak jakaś droga ucieczki…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz