O tym, że kobiety cywilizują mężczyzn, nikogo przekonywać nie trzeba. Z faktami po prostu dyskutować nie przystoi. A że robią to czasem używając ciosów – nomen omen - poniżej pasa? Cóż. Widać muszą. O tym, że ciosy te są o tyle dotkliwe, co skuteczne świadczy historia naszej cywilizacji. Nie dziwi więc, że i w kulturze temat ten, acz bolesny i niewygodny, nie został całkowicie przemilczany. Klasycznym przykładem ekspozycji tego motywu jest dramat Arystofanesa z 411 r. p.n.e. pt.: "Lizystrata". Osobom o słabszej pamięci śpieszę przypomnieć, że ogniskuje się on wokół problemu zakończenia II wojny peloponeskiej. By skłonić swoich mężów do pokoju kobiety zawiązują spisek, w ramach którego separują ich od swoich alkow i wdzięków do czasu, aż zmądrzeją. Wyrazem tej mądrości miało zaś być zawarcie pokoju.
Opisaną przez Arystofanesa "historię" przypominał jakiś czas temu w "Dużym Formacie" Wojciech Orliński. Przyczynkiem zaś do tych wspominek był opisany przez "Guardiana" przypadek dzielnych kobiet z kolumbijskiego miasteczka Barbacoas, które zastosowały metodę strajku seksualnego, by wymusić na swoich mężczyznach budowę upragnionej drogi. Nie muszę chyba dodawać, że metoda okazała się skuteczna, co szczególnie dziwić nie może.
Kontempluję ten przypadek już jakieś półtora roku zastanawiając się, czy aby nie jest to metoda warta rozpropagowania w kraju nad Wisłą, zważywszy, że i u nas z drogami - nadal - licho. Więc może gdyby tak małżonki/małżonkowie naszych panów posłów i pań posłanek postawiły/postawili analogiczne ultimatum, to kto wie, kto wie... Wzdragam się jednak przed nadmiernym eksponowaniem takiego postulatu zważywszy co najmniej trzy bezsporne fakty:
1. byłoby to w najwyższym stopniu niehumanitarne;
2. jako lud północny dłużej niż południowcy obywać się możemy bez uciech cielesnych;
3. z instytucji publicznych na "b" w naszym arcykatolickim kraju równie łatwo o zamtuz jak o bibliotekę z niewielkim wskazaniem na ten pierwszy przybytek.
Zważywszy wszystkie te fakty, skuteczniejszą metodą wydało mi się ograniczenie przywilejów poselskich poprzez odebranie paniom posłankom i panom posłom prawa do bezpłatnych przelotów/przejazdów, a nawet nałożenie nań obowiązku samodzielnego kierowania pojazdami mechanicznymi oraz wykluczenie z zakresu immunitetu wykroczeń drogowych. Przy okazji zabroniłbym im dodatkowo używania CB, co zresztą może niebawem zacząć dotyczyć nas wszystkich. Coś mi się wydaje, że wszędzie na świecie ta metoda mogłaby okazać się skuteczna. Wszędzie, wyjmując z tej reguły kraje na wschód od linii Odry i Nysy Łużyckiej, gdyż jak wiadomo zamieszkujące te tereny ludy mają przedziwną zdolność do nieszablonowego radzenia sobie z narzuconymi przemocą regułami. Pozostaje więc szukać dalej.
A że żyć przyszło mi w ciekawych czasach daleko szukać nie musiałem. Świeże jeszcze wspomnienie EURO 2012 i związanego z nim cywilizacyjnego skoku w zakresie infrastruktury każe wierzyć, że jedyną skuteczną metodą na podtrzymanie tego trendu jest jak najszybsze przyznanie Polsce praw do organizacji (kolejność nieprzypadkowa):
1. Zimowych Igrzysk Olimpijskich,
2. Letnich Igrzysk Olimpijskich,
3. Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej.
Na oko biorąc, po takim maratonie będziemy najlepiej komunikacyjnie rozwiniętym krajem świata, że o innej infrastrukturze nie wspomnę. I choć żal mi naszych Taterek, zdania nie zmienię. Paniom i panom posłom pragnę zaś za Krzysztofem Wargą przypomnieć słowa Thomasa Bernharda z "Przyczyna. Przypomnienie": "We wszystkich epokach wszystkie rządy zawsze przypisywały sportowi największe znaczenie, i słusznie, bawi on bowiem, ogłupia i odurza masy, a dyktatury wiedzą najlepiej, dlaczego zawsze i w każdym wypadku opowiadają się za sportem. Kto jest za sportem, ma masy po swojej stronie, kto jest za kulturą, ma je przeciwko sobie".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz