piątek, 30 sierpnia 2013

Sursum corda!


Nie wiem dlaczego ludzie pragną zdobywać szczyty. Pytani o to himalaiści odpowiadają zazwyczaj „bo są”. Doprawdy, przewrotność ludzka nie zna granic. Zna za to granie, szczeliny i uskoki. Zna strome zbocza i pionowe ściany. Liny, uprzęże, czekany, raki. Namioty i śpiwory, które zapewniają złudzenie ciepła.
Kiedy próbuję obiektywnie spojrzeć na każdą z moich górskich przygód, przypominam sobie chłód, niewygody i zmęczenie, które przestają się liczyć w momencie, gdy już wiem, że pokonałem górę. Obiektywnie… Tak naprawdę liczą się one jedynie w chwilach zwątpienia. Poza nimi jest pewność prostych zasad, zaufanie i wiara, że to wszystko ma sens.
Z góry widać lepiej. Świat, ludzi i siebie samego. Stamtąd też jakoś bliżej do Boga. Dlatego nie sposób zgodzić się z Dominikiem Zdortem, że „Himalaizm jest grzechem”. Pokonywanie siebie, przy okazji pokonywania góry, ma w sobie coś z żarliwej modlitwy. Może po prostu nią jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz