wtorek, 21 lutego 2017

Świat według Dalego

Żyć! Do tego najpierw trzeba przeżyć połowę egzystencji,
ażeby drugą połowę człowiek mógł przeżyć bogatszy o doświadczenie.
Salvador Dali


Równo rok temu swój urodzinowy wpis opatrzyłem zdjęciem przedstawiającym mnie w Raju. Chciałbym dzisiaj kontynuować ten wątek. Nie żeby się jakoś szczególnie na nim koncentrować. Raczej traktując go jako pretekst. Poza tym zamiast słowa „raj” pojawi się „niebo”. Aktualna nadal pozostaje konstatacja, że najciekawszym elementem tych postów są zawarte w nich cytaty. Idąc tym tropem cały dzisiejszy wpis – pominąwszy wstęp – składał będzie się z fragmentów Mojego sekretnego życia Salvadora Dalego*.

Moją ulubioną lekturą był Kant, z którego nic nie rozumiałem, co napełniało mnie dumą i satysfakcją. Uwielbiałem gubić się w labiryncie jego rozumowania, które nabrzmiewało we mnie jak niebiańska muzyka. Człowiek taki jak Kant, który pisał książki równie ważne i równie bezużyteczne, mógł być jedynie aniołem! Zapamiętanie, z jakim czytałem to, czego nie rozumiałem, musiało brać się z jakiegoś potężnego głodu duchowego i podobnie jak brak wapnia w organizmie sprawia, iż dzieci zdrapują i zjadają wapno i gips ze ścian, tak samo mój umysł potrzebował owego imperatywu kategorycznego, który przeżuwałem całymi latami nie mogąc go przełknąć. Wszelako pewnego dnia mi się udało. Jakieś drzwi się otworzyły i zrozumiałem (str. 119-120).

(...) pragnąłem się podobać eleganckim kobietom (...). A kto to jest kobieta elegancka? To kobieta, która tobą gardzi i nie ma włosów pod pachami (str. 145).

Nasza epoka zdycha z moralnego sceptycyzmu i duchowej nicości! Lenistwo wyobraźni, zawierzywszy powojennemu pseudopostępowi technicznemu, doprowadziło do uwiądu umysłu, rozbroiło go i zniesławiło. Mechaniczna cywilizacja zostanie unicestwiona przez wojnę, a masy, które ją zbudowały, posłużą za mięso armatnie (str. 256).

Ja osobiście nigdy nie interesowałem się polityką. Uważam ją za dziedzinę anegdotyczną i godną pożałowania, a nawet niebezpieczną. Studiowałem natomiast historię religii, zwłaszcza zaś religii katolickiej, z dnia na dzień dochodząc do co raz głębszego przekonania, że to „architektura doskonała” (str. 286).

Europa okresu powojennego gotowa jest już zdechnąć od swoich „izmów”, od ich anarchii, braku ścisłości w polityce, w estetyce, moralności. Europa zdycha od sceptycyzmu, arbitralności, bezwoli, bezkształtności, braku syntezy i Wiary. Ponieważ odgryzła kawałek zakazanego owocu specjalizacji, uznała, że wszystko wie, i zaufała anonimowej gnuśności wszystkiego co „kolektywne”. Nasze ekskrementy są tym, co zjedliśmy. Europa żywiła się "izmami" i rewolucjami. Jej odchody muszą więc mieć kolor wojny i cuchnąc śmiercią. Zapomniała, że szczęście to rzecz indywidualna i subiektywna i że jej nieszczęsna cywilizacja pod pretekstem, iż pragnie obalić wszelkiego rodzaju ograniczenia, stawała się w istocie niewolnicą swojej wolności. Karol Marks napisał: „Religia to opium dla ludu”, lecz Historia miała szybko dowieść, że materializm stanie się najbardziej skoncentrowaną trucizną nienawiści, z powodu której wszystkie ludy w końcu pomrą zduszone w obskurnych, śmierdzących, bombardowanych korytarzach metra współczesnego życia (str. 298) [+ przypis: Marksizm jest w równym stopniu odpowiedzialny za bolszewizm rosyjski co za narodowy socjalizm, który był liryczną sentymentalną reakcją na komunizm, lecz obarczoną przecież pierworodnym grzechem kolektywizmu, systemu mechanistycznego i antykatolicyzmu].

Ta książka dobiega końca. Zazwyczaj pisarze spisują pamiętniki pod koniec życia, gdy już zgromadzą życiowe doświadczenia. Na przekór wszystkim mądrzejszym wydało mi się najpierw napisać pamiętniki, a potem dopiero je przeżyć. Żyć! Do tego najpierw trzeba przeżyć połowę egzystencji, ażeby drugą połowę człowiek mógł przeżyć bogatszy o doświadczenie. Zabiłem swoją przeszłość, aby pozbyć się jej, jak wąż pozbywa się starej skóry, którą w moim przypadku było bezkształtne rewolucyjne życie po wojnie (str. 328).

Moją metamorfozą jest tradycja, albowiem  tradycja to właśnie zmiana i wymyślenie nowej skóry. Nie chodzi o chirurgię plastyczną czy okaleczenie, lecz o odrodzenie. Nie wyrzekam się niczego. Kontynuuję. A kontynuuje od początku, ponieważ zacząłem od końca. Czy ja się wreszcie zestarzeję? Zawsze zaczynałem od śmierci. Śmierć i zmartwychwstanie, rewolucja i renesans, takie są dalijskie mity mojej tradycji (str. 329).

Europa międzywojenna zdychała w swej starej skórze, zdychała z powodu bezwoli, lenistwa, orgii psychologicznych, materialistycznego sceptycyzmu, monstrualnej specjalizacji, braku wiary. Obudzi się bardziej świadoma z obeschniętymi łzami. Kataklizm pochłonie rewolucje, a realna siła francuskiego katolicyzmu filozoficznego i walczącego katolicyzmu hiszpańskiego zatriumfuje, doprowadzając do jedności Europy. Watykan pozostaje symbolem niepodzielności starego kontynentu (str. 329).

Szczegółowe nauki naszych czasów wyspecjalizowały się w badaniu trzech stałych elementów życia: instynktu seksualnego, odczucia śmierci i czasoprzestrzennej trwogi. Po przeanalizowaniu tych wartości należy je wysublimować: instynkt seksualny w estetyce, odczucie śmierci w miłości i czasoprzestrzenna trwoga w metafizyce religii. Koniec z negacją! Potrzebna jest afirmacja! Koniec z pragnieniem uzdrawiania. Trzeba sublimować, uwznioślać. Styl zastąpi automatyzm, technika - nihilizm, wiara - sceptycyzm, ścisłość - bylejakość, indywidualizm i hierarchia - kolektywizm i uniformizację, tradycja - eksperymentowanie. Po Reakcji i Rewolucji - Renesans (str. 330).

Od roku 1929 bez ustanku badałem postęp i odkrycia nauki dokonane w ciągu stu ostatnich lat. Chociaż niemożliwe okazało się zgłębienie wszystkich jej tajników, a to z powodu co raz bardziej monstrualnej specjalizacji, niemniej intuicyjnie pojąłem kierunek, w jakim zmierza, i jej ontologiczne znaczenie. Pomiędzy tyloma rzeczami, które pozostaną dla nas na zawsze tajemne i niezgłębialne, jedna tylko prawda nie przestaje błyszczeć z równą siłą i wielkością: żadne z filozoficznych, moralnych, estetycznych czy biologicznych odkryć nie pozwala zanegować Boga. Co więcej, świątynia, której mury wzniosły nauki szczegółowe, nie może mieć innego dachu prócz Boskiego nieba (str. 332-333).

A czym jest Niebo? (...) Niebo nie znajduje się ani wysoko, ani nisko, ani na prawo, ani na lewo, Niebo jest dokładnie pośrodku piersi człowieka, który ma Wiarę (str. 333).


*Salvador Dali, Moje sekretne życie, Wydawnictwo „Książnica”, Katowice 2001.

(Dali, jak sam napisał w Epilogu, zakończył pracę nad tą książką 30 lipca 1941 roku, w samo południe, przebywając wówczas w Hampton Manor).