czwartek, 5 sierpnia 2010

>>Krzyż Smoleński<<



Bywa, że bardzo nie lubię mieć racji. Dzień po napisaniu ostatniego posta wysłuchałem w mediach wypowiedzi ministra Michałowskiego wieszcząca koniec awantury o krzyż na placu przed Pałacem Namiestnikowskim. Wstąpiła też we mnie na moment wątła nadzieja, że pomyliłem się twierdząc, że szybko się nie zakończy, bo nie o kompromis w niej chodzi.


Nie zachwyciła mnie ta inicjatywa. Nie trawię, kiedy symbolicznymi gestami próbuje się wbić w głowy ogółu, że miejsce religii jest li tylko i wyłącznie w kościele. Ale życzyłem tej inicjatywie powodzenia. Bo nie toleruje, gdy najważniejszy dla mnie symbol traktuje się, jako przedmiot politycznych harców. Przeniesienie >krzyża smoleńskiego< do kościoła pw. św. Anny uznałem więc za mniejsze zło. Taki tam zgniły kompromis. Tyle że oczywistym było od początku, że ten kompromis wymaga czegoś więcej niż salonowych uzgodnień ministra Michałowskiego. Emocje, które stoją za całą sprawą, emocje wykorzystane politycznie przez wszystkie strony partyjnego sporu, nie poddają sie bowiem najwykwintniejszym nawet słowom.


Czuję sie bezsilny w obliczu postpolityki. Do wściekłości doprowadzało mnie dotychczas niszczenie ludzi w imię politycznej skuteczności. Dzięki awanturze o krzyż zrozumiałem, że znacznie groźniejsze jest uderzenie, w tym samym celu, w symbole. W to, co organizuje nasze emocje i konstytuuje wizję świata. Gdybym choć wiedział, co proponuje nam się w zamian... Ale w erze postpolityki nie tworzy sie wszak pozytywnych projektów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz