Rys historyczny.
Pierwsze biblioteki powstały już w trzecim tysiącleciu p.n.e. (np. w Egipcie i Chinach). O pierwszych bibliotekach, które można by określić mianem publicznych możemy zaś mówić już w okresie helleńskim. Ich tradycja – w europejskim kręgu kulturowym – zgasła jednak wraz ze starożytnością. W średniowieczu rozwinęły się natomiast biblioteki klasztorne i kościelne (XIII-XIV wiek), a następnie uniwersyteckie. Podstawową funkcją tych pierwszych bibliotek było gromadzenie ksiąg, jak również ich wytwarzanie. Pojawienie się na rynku większej ilości książek, a zwłaszcza wynalazek druku sprawiły, że stały się one bardziej dostępne, co stanowiło początek bibliotek dworskich.
Większa dostępność słowa pisanego nie oznaczała jednak szerokiego do niego dostępu. Cena książki oraz układ warunków społecznych sprawiały, że biblioteki – podobnie zresztą jak wykształcenie – miały charakter elitarny. Stopniowo jednak, od XV wieku, powstały liczne biblioteki humanistów, królów, możnowładców, czy biblioteki mieszczańskie. Okres reformacji bardzo wyraźnie wpłynął na rozwój bibliotek miejskich. W XVII-XVIII wieku niektóre biblioteki (np. możnowładców) znowu zaczęły nabierać charakteru bibliotek publicznych. Pojawiły się wówczas także biblioteki fundacyjne, które ze swej natury służyć miały szerszym kręgom społecznym i przyczyniać się do podnoszenia stanu wiedzy oraz edukacji. W Oświeceniu, przy instytucjach naukowych, zaczęły powstawać pierwsze biblioteki specjalne, a w wraz z kasacją zakonów księgozbiory, które zamknięte były dotychczas w klasztorach, zasiliły biblioteki świeckie.
W XVIII-XIX wieku, kiedy nastąpił gwałtowny rozwój nauki, zaczęły powstawać biblioteki towarzystw naukowych, a w XIX wieku i na początku XX stulecia - jednocześnie z upowszechnieniem się nauki - biblioteki uzyskały rangę instytucji społeczno–kulturalnych o charakterze publicznym.
Biblioteki i ich funkcje stawały się coraz bardziej zróżnicowane. Powstały i rozwijały się biblioteki powszechne. Organizowano biblioteki narodowe, parlamentarne, władz i urzędów, a także biblioteki specjalne (np. biblioteki dla niewidomych, biblioteki szpitalne, czy biblioteki dla dzieci).
Gwałtowny rozkwit nauki, techniki, szkolnictwa, wzrost produkcji wydawniczej – to wszystko spowodowało intensywny rozwój bibliotek i usług bibliotecznych. Wzrastał i różnicował się stan zbiorów oraz ich wykorzystanie. Rozwijały się biblioteki szkół wyższych, naukowe i fachowe. Działalność bibliotek w zakresie udostępniania i udzielania informacji rozszerzała się. Pojawiły się pierwsze wypożyczalnie międzybiblioteczne, doktryna udostępniania zbiorów ewoluowała w kierunku wolnego do nich dostępu, w końcu – wraz z rozwojem Internetu – pojawiły się biblioteki cyfrowe.
Od elitaryzmu do egalitaryzmu.
Dostęp do słowa pisanego, a więc do wiedzy i idei, stanowił od zawsze synonim stopnia udziału w sprawowaniu władzy. Im był dla danej jednostki czy grupy łatwiejszy, tym większy stawał się jej wpływ na sprawy publiczne. Dobrze ilustruje tę tezę historia bibliotekarstwa. Stopniem dostępu do usług bibliotecznych można by de facto mierzyć poziom demokratyzacji społeczeństw. Początkowo księgozbiory były jedynie domeną władcy i dopuszczanej przez suwerena do udziału w sprawowaniu rządów elity. W dalszej kolejności krąg osób dopuszczonych do korzystania z bibliotek poszerzył się o kastę klerków, co oznaczało również wzmocnienie ich wpływu na sprawowanie realnej władzy. Dopiero od dwóch stuleci, powszechny oraz swobodny dostęp do bibliotek i świadczonych przez nie usług wiązać można z demokratyzacją społeczeństw.
Warto podkreślić znaczenie dwóch użytych wyżej pojęć: "powszechny" i "swobodny". Zastosowane w tym kontekście nie są synonimami. "Powszechny" oznacza bowiem fizyczną i faktyczną dostępność zbiorów bibliotecznych dla wszystkich. Bez względu na to, czy owi "wszyscy" pragną z tych zbiorów korzystać - posiadają taką możliwość. "Swobodny" zaś oznacza fakt, że zbiory te kształtowane są w sposób nieskrepowany, wolny od ideologicznych nacisków. W tym kontekście przymiotu "swobodny" należy odmówić bibliotekom publicznym działającym np. w państwach totalitarnych lub autorytarnych, gdzie o zasobach bibliotecznych decyduje de iure lub de facto instytucjonalna, albo nieinstytucjonalna cenzura.
Co ciekawe, tego typu spojrzenie na rozwój zasięgu czytelnictwa i – co stanowi element towarzyszący temu zjawisku, a nawet rodzaj jego katalizatora – oddziaływania bibliotek nie jest dominujące w literaturze przedmiotu. Stawiane przez nią tezy dotyczą przede wszystkim rozwoju i upowszechniania nauki oraz edukacji. W tym kontekście, zmiany charakteru władzy i stopnia udziału w niej mniejszych lub większych grup schodzą na plan dalszy. Musi to zastanawiać, bo zbadanie korelacji między tymi zmiennymi zapewne pozwoliłoby nam odpowiedzieć na szereg pytań, a zwłaszcza te dotyczące związku pomiędzy poziomem edukacji społeczeństw, a dominującym w danym kręgu kulturowym systemem sprawowania władzy. W dalszej kolejności pozwoliłyby określić – w granicach przyjętej koncepcji ustrojowej – zadania, jakie stoją przed bibliotekami różnego typu, w tym także odpowiedzieć na pytanie o potrzebę istnienia bibliotek publicznych i – ewentualnie – rolę jaką powinny odgrywać.
Biblioteki publiczne a demokracja.
Jeśli przyjąć za dopuszczalny powyżej zaprezentowany tok myślenia, należałoby zarazem uznać, że biblioteki publiczne nie tyle są produktem demokracji, co demokracja jest produktem bibliotek. To oczywiście duży skrót myślowy, którego celem jest wskazanie związku pomiędzy szerokim dostępem do idei, których biblioteki są depozytariuszami, a przemianami społecznymi, jakie są pochodną upowszechniania się idei.
Analogicznie – można by uznać -, że jakość bibliotek publicznych stanowi odzwierciedlenie jakości demokracji w danym państwie. Tezę tę da się zresztą zilustrować materiałem empirycznym. Wystarczy bowiem odwiedzić biblioteki publiczne w Skandynawii, Francji, Szwajcarii czy na Wyspach Brytyjskich, a następnie w Polsce, na Ukrainie czy Białorusi, by móc przekonać się czym różni się dojrzała demokracja od demokracji ledwie ugruntowanej, raczkującej, czy iluzorycznej.
Idąc dalej tym tokiem myślenia można założyć, że stosunek ruchów ideowych, partii politycznych, czy konkretnych polityków do bibliotek publicznych stanowi probierz ich rzeczywistego stosunku do idei demokracji. Wiele znaczący w tym kontekście jest także brak jakiegokolwiek stanowiska w sprawie czytelnictwa i bibliotek publicznych. Oznacza on wszak – w rzeczy samej – brak zainteresowania podnoszeniem poziomu świadomości społeczeństwa, a co za tym idzie jakości jego wyborów. W konsekwencji – brak zainteresowania demokracją, rozumianą jako ustrój, w którym świadomi obywatele uczestniczą w sprawowaniu władzy - jako systemem politycznym.
Można więc stwierdzić, że stan polskich bibliotek publicznych stanowi odwzorowanie poziomu polskiej demokracji. Działania zaś, których celem jest podniesienie poziomu świadczonych przez nie usług to działania wzmacniające przemiany demokratyczne w naszym kraju.
Z drugiej strony wiele mówi to o odpowiedzialności samych bibliotekarzy. Muszą być oni bowiem świadomi, że stanowią niezwykle istotny element tego procesu. To od nich bowiem – w decydującej mierze – zależy poziom usług bibliotecznych, a co za tym idzie także zasięg czytelnictwa. A z tym ostatnim – jak doskonale wiemy z corocznych badań Instytutu Książki i Czytelnictwa Biblioteki Narodowej – dobrze nie jest.
Tymczasem śmiem twierdzić, że polskie biblioteki publiczne stały się instytucjami, których działalność w dużej mierze łagodzi dysfunkcyjność lub realny brak bibliotek szkolnych, a poza tym dostarcza rozrywki niewielkiej grupie osób spoza kręgu dzieci i młodzieży. Skoncentrowanie na zbiorach, a w zasadzie ich braku, spowodowało, że stały się instytucjami wyalienowanymi ze społeczności lokalnych jako takich, a co za tym idzie zmarginalizowanymi, pozbawionymi należnego im szacunku i opuszczonymi.
Jeśli biblioteki rzeczywiście mają odgrywać rolę, jaką przypisuje się im w społeczeństwach demokratycznych, muszą nie tylko być instytucjami zlokalizowanymi w nowoczesnych obiektach, wyposażonymi w najnowszy sprzęt, z dostępem do różnych mediów i szeroką ofertą czytelniczą. Muszą również być instytucjami żyjącymi problemami społeczności, którym służą. Więcej – muszą znaleźć się w centrum tych problemów. Innymi słowy, obok budynku urzędu gminy i miejscowej plebani stać się miejscami, gdzie przeżywa się i rozwiązuje lokalne problemy, świętuje sukcesy i zastanawia nad przyszłością.