Termin „polityka historyczna” ma u nas swój ciężar gatunkowy. Przy czym w rzeczy samej akcent kładziemy raczej na „politykę” niż na „historię”. Szkoda, bo z tej drugiej sporo można by się nauczyć, a nauka taka zapewne dobrze przysłużyłaby się jakości tej pierwszej.
Wspominam o tym, bo – tak jakoś mi się widzi – mamy dziś w prasie dzień historiozoficzny. No chyba że jest tak zazwyczaj, tylko ja tego na co dzień nie dostrzegam. Mniejsza z tym. Ad rem!
„Czukcze byli na ziemi, nim Lech, Czech i Rus ruszyli w drogę, nim Romulus i Remus zyskali nową matkę, a Egipcjanie i Babilończycy zabrali się do budowy piramid. Byli, zanim na ich ziemi wyginęły mamuty, i trwali w tym miejscu, zanim Grecy wyprawili się na Troję. Tylko później mniej się u nich działo i zmieniło” – donosi „Duży Format” „Gazety Wyborczej”. W głównym grzbiecie z kolei tekst o wysiłkach zmierzających do rekonstrukcji posągów Buddy w afgańskiej dolinie Bamjan. Prawie 1500 lat temu starożytni artyści wyrzeźbili w piaskowcu pięć ogromnych posągów Buddy. „Dwa największe miały 55 i 38 metrów wysokości. Znajdowały się w centrum buddyjskiego kompleksu klasztornego. Obie rzeźby stały się celem ataku talibów. Twierdzili, że należy je zniszczyć, bo są to wizerunki bożków niewiernych, a pozostawienie ich jest niezgodne z nauką islamu”.
W „Rzeczpospolitej” w oczy bije tytuł „Czarni winią Żydów za niewolnictwo”. Z tekstu wynika, że zdaniem Narodu Islamu Żydzi są sługami szatana, którzy kontrolują rząd i w dużej mierze odpowiadają za historyczne cierpienia Afroamerykanów. Nieco inaczej problem narodu wybranego rysuje się w przedrukowywanym przez tę gazetę z „Die Welt” wywiadzie z prof. Władysławem Bartoszewskim. Wypowiedziane przez niego słowa: „Jeżeli ktoś się kogoś lękał, to nie Niemców. Nie musiałem się obawiać na ulicy oficera, który nie miał rozkazu aresztowania mnie. Ale musiałem się bać sąsiada, który zauważył, że kupuję więcej chleba niż zwykle” wywołały prawdziwą burzę. Jednak nie tylko my mamy problem z wizją własnej historii. Na Ukrainie np. – o czym również donosi „Rzepa” coraz silniej forsowana jest sowiecka wersja dziejów. „Mniej mówi się o Wielkim Głodzie, a więcej o Armii Czerwonej”.
Mamy też w prasie tematy odnoszące się do historii bardziej nam bliskiej. „Wyborcza” znowu sugeruje, że katastrofa smoleńska mogła mieć związek naciskami na pilotów podczas słynnej wyprawy do Tbilisi, w „Dzienniku. Gazecie Prawnej’ zaś prof. Jadwiga Staniszkis dowodzi, że „Zawłaszczone przez komunistyczne władze mienie wciąż niezwrócone właścicielom to przykład porażki polskiej transformacji. Zwrot nie opłacał się ani lewicowym, ani prawicowym rządom. Teraz szanse na przeprowadzenie tego procesu z roku na rok maleją”.
Wszystko to bardzo inspirujące. Bo i na dowcipy o Czukczach pozwala spojrzeć z innej perspektywy, i na hitlerowskiego okupanta jakby okiem łaskawszym. Mnie jednak najbardziej zainteresowała wzmianka o przyszłości polskiej polityki repatriacyjnej. Pisze o niej „Dziennik” („Więcej Polaków wróci do kraju”). Przyznam, że mam mieszane uczucia. Repatriacja to bowiem nie tylko umożliwienie powrotu do kraju Polakom rozsianym po świecie. Repatriacja to bardzo skomplikowany proces adaptacji do realiów kraju przodków. A o tym dziwnie cicho.
Wspominam o tym, bo – tak jakoś mi się widzi – mamy dziś w prasie dzień historiozoficzny. No chyba że jest tak zazwyczaj, tylko ja tego na co dzień nie dostrzegam. Mniejsza z tym. Ad rem!
„Czukcze byli na ziemi, nim Lech, Czech i Rus ruszyli w drogę, nim Romulus i Remus zyskali nową matkę, a Egipcjanie i Babilończycy zabrali się do budowy piramid. Byli, zanim na ich ziemi wyginęły mamuty, i trwali w tym miejscu, zanim Grecy wyprawili się na Troję. Tylko później mniej się u nich działo i zmieniło” – donosi „Duży Format” „Gazety Wyborczej”. W głównym grzbiecie z kolei tekst o wysiłkach zmierzających do rekonstrukcji posągów Buddy w afgańskiej dolinie Bamjan. Prawie 1500 lat temu starożytni artyści wyrzeźbili w piaskowcu pięć ogromnych posągów Buddy. „Dwa największe miały 55 i 38 metrów wysokości. Znajdowały się w centrum buddyjskiego kompleksu klasztornego. Obie rzeźby stały się celem ataku talibów. Twierdzili, że należy je zniszczyć, bo są to wizerunki bożków niewiernych, a pozostawienie ich jest niezgodne z nauką islamu”.
W „Rzeczpospolitej” w oczy bije tytuł „Czarni winią Żydów za niewolnictwo”. Z tekstu wynika, że zdaniem Narodu Islamu Żydzi są sługami szatana, którzy kontrolują rząd i w dużej mierze odpowiadają za historyczne cierpienia Afroamerykanów. Nieco inaczej problem narodu wybranego rysuje się w przedrukowywanym przez tę gazetę z „Die Welt” wywiadzie z prof. Władysławem Bartoszewskim. Wypowiedziane przez niego słowa: „Jeżeli ktoś się kogoś lękał, to nie Niemców. Nie musiałem się obawiać na ulicy oficera, który nie miał rozkazu aresztowania mnie. Ale musiałem się bać sąsiada, który zauważył, że kupuję więcej chleba niż zwykle” wywołały prawdziwą burzę. Jednak nie tylko my mamy problem z wizją własnej historii. Na Ukrainie np. – o czym również donosi „Rzepa” coraz silniej forsowana jest sowiecka wersja dziejów. „Mniej mówi się o Wielkim Głodzie, a więcej o Armii Czerwonej”.
Mamy też w prasie tematy odnoszące się do historii bardziej nam bliskiej. „Wyborcza” znowu sugeruje, że katastrofa smoleńska mogła mieć związek naciskami na pilotów podczas słynnej wyprawy do Tbilisi, w „Dzienniku. Gazecie Prawnej’ zaś prof. Jadwiga Staniszkis dowodzi, że „Zawłaszczone przez komunistyczne władze mienie wciąż niezwrócone właścicielom to przykład porażki polskiej transformacji. Zwrot nie opłacał się ani lewicowym, ani prawicowym rządom. Teraz szanse na przeprowadzenie tego procesu z roku na rok maleją”.
Wszystko to bardzo inspirujące. Bo i na dowcipy o Czukczach pozwala spojrzeć z innej perspektywy, i na hitlerowskiego okupanta jakby okiem łaskawszym. Mnie jednak najbardziej zainteresowała wzmianka o przyszłości polskiej polityki repatriacyjnej. Pisze o niej „Dziennik” („Więcej Polaków wróci do kraju”). Przyznam, że mam mieszane uczucia. Repatriacja to bowiem nie tylko umożliwienie powrotu do kraju Polakom rozsianym po świecie. Repatriacja to bardzo skomplikowany proces adaptacji do realiów kraju przodków. A o tym dziwnie cicho.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz