środa, 27 października 2010

Event

Nasłuchałem się na szkoleniu, z którego właśnie wróciłem, że dobry sen jest oznaką wysokiej samooceny. Zastanawiam się więc, po dzisiejszej nocy, jak z tą moją samooceną jest, bo oko udało mi się zmrużyć ledwie na 2 godziny. Pozostały czas po głowie tłukły mi się słowa kilku polityków i publicystów, którzy wieczorową porą spierali się o wymiar i znaczenie tragedii, która miała miejsce w lokalu PiS w Łodzi.
Tylko na ułamek sekundy w dyskusjach tych pojawił się element współczucia dla rodziny zamordowanego i refleksja, że temat jest w stopniu wręcz niezwykłym eksplorowany nad niezamkniętą jeszcze trumną. Resztę antenowego czasu wypełniły dywagacje na temat tego, kto tak naprawdę ma prawo czuć się zagrożonym, czy był to mord polityczny w rzeczy samej i czy możliwa jest zmiana języka debaty publicznej. Strony prześcigiwały się w przypisywaniu odpowiedzialności adwersarzom i w deklarowaniu szczytnych zamierzeń, których spełnienie będzie możliwe pod warunkiem takim to a takim. Bicie w cudze piersi rozchodziło się echem skołatanych myśli.
I choć wiele mnie w tych dysputach uderzyło jedna rzecz tak naprawdę nadal nie daje mi spokoju. Nie jestem w stanie uwierzyć w żadną z tych deklaracji. Pytanie więc brzmi: czy to ja stałem się krańcowo nieufny, czy też w realiach postpolityki nie ma żadnych świętości, a ludzka śmierć jest równie dobrym towarem jak każdy inny event ogniskujący ludzką uwagę? No i jeszcze jedno. Dlaczego nie mogłem spać. Bo brak mi pewności siebie..?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz