poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Grzech ekologiczny






Patrzę sobie na działaczy Greenpeace przed Ministerstwem Środowiska i zastanawiam się, jak wiele obliczy potrafi mieć działalność proekologiczna. I love puszcza! Chętnie i ja sie pod tym podpiszę. Zwłaszcza, że tym razem mamy do czynienia raczej z happeningiem niż ekoterroryzmem. Sam miałem niedawno pomysł na mały ekologiczny event, ale z różnych względów go nie zrealizowałem. Może to jest właściwa chwila, by upublicznić ten pomysł? A miał on związek z Piknikiem ekologicznym UMWM, na którym chciałem zaprezentować poniższy – zrozumiały zapewne jedynie dla wąskiej grupy odbiorców – utwór.



Niezaangażowany, antypolityczny mini-poemat ekologiczny



I


Jedzie Wojtek wielką furą,

pusty worek wiezie.

Tu przystanie, tam popatrzy:

krowa w szkodę lezie.


Mija łany i ugory, kłania sie na boki.

Wtem wypatrzył gdzieś w oddali – dym idzie w obłoki...


Przy ognisku Andrzej ze wsi

pastereczkę ściska.

Dwie opony dla rozgrzewki

cisnął do ogniska.


Na zorane Wojtka czoło

Mars wystąpił srogi.

Nabrał w płuca nieco dymu,

wydał okrzyk trwogi:


"Ej Andrzeju! Ty nicponiu!

Ty słupie wieliczny!

Wszak to grzech jest!

Grzech to wielki!

Grzech ekologiczny!!!"


II

Autostradą, w dzień roboczy pruje Mały Marek

i co chwilę, dość nerwowo, zerka na zegarek.

Minąć bramki na Balicach trzeba bardzo sprawnie,

wtedy lekcja angielskiego łatwo nie przepadnie.


Chciał przycisnąć więc do dechy pedał gazu nogą,

wtem powiało gdzieś z oddali nie chłodem, lecz trwogą...


I głos dał się słyszeć straszny:

"Marku! Olaboga!!!

Miej choć serce dla przyrody!

Atmosfery szkoda!!!


Wszak to diesel, więc przepały

przejdą w pył toksyczny.

A to grzech jest!

To grzech wielki!

Grzech ekologiczny!!!"

III

Kraków to miasto magiczne,

jest w nim ulic wiele,

stoi tam Basztowa nasza

na tych ulic czele.


Jak magnes przyciąga ludzi,

ze wschodu, z zachodu,

wielkie namiętności budzi

mimo swego chłodu.


Wśród tego sporego grona

jest też Roman Srogi,

co ku utrapieniu Grzesia

wciąż testuje drogi.


Ma ów Roman problem duży, sporo bólu głowy,

dostrzegł bowiem w szczerym polu pociąg osobowy.


No bo kolej, moi mili,

to dziś ma do siebie,

że miast jechać, raczej stoi,

jak zenit na niebie.


Mruży Roman brwi krzaczaste,

krzywi rys mimiczny.

Wszak to grzech jest!

Grzech to wielki!

Grzech ekologiczny!!!

IV

Tylko Leszek, gdzieś po miedzy, per pedes przez Polskę,

tupie sobie równym krokiem – wtem spotyka gąskę.

Ta zmrużyła oczka łzawe,
by polszczyzną śliczną

wyrzec jemu taką sprawę -

proekologiczną:


"Tuczą mnie tu siłą Leszku,

choć żem taka śliczna,

a pszenica ta w dodatku

trans jest genetyczna".


Zadumał sie Leszek chwilę:

"Na co mi to wszystko?

Kultura wszak da se radę...

Lecz czy środowisko?


Jadłem pasztet nie raz jeden.

Pachniał i był śliczny.

Tak grzeszyłem,

bo to przecież

grzech ekologiczny!".


V

Duży Marek siadł na miedzy,

zaczął liczyć kłosy.

Co przeliczył mórg niecały

gładził siwe włosy.


Wtem pomyślał o zagrodzie,

co ją miał na oku.

Stajnia duża, tylko konie

stoją bez obroku.


Znarowiły się te szkapy zaraz na początku.

Każda chciała, żeby woźnica siedział w ciemnym kątku.


Więc wóz stał pośrodku pola jakby przyszpilony,

bo koniki chciały ciągnąć w cztery różne strony.


A w naturze każdy organ

to jest twór logiczny.

Podział taki więc to grzech jest!

Grzech ekologiczny!!!
VI
Morał z tej powiastki długiej
jest smutny niestety:
trzeba widzieć cel odległy,
a nie tylko bzdety.


Kiedy zamiast pełni widzisz tylko połowicznie -

grzeszysz strasznie przyjacielu, bo ekologicznie!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz