wtorek, 31 grudnia 2013

Bo pewnego dnia będę stary...

Umowność kalendarza wydaje się czymś nie nazbyt oczywistym przede wszystkim przez wzgląd na jego cywilizacyjną nieodzowność. Przyzwyczajeni do życia z planerem w ręku wyczekujemy więc ostatniego dnia w roku, by odpalić petardy, odkorkować szampana i poczuć się o rok starszymi. Nowe plus minus 365 dni witamy zazwyczaj już nieubłaganie nieumownym bólem głowy i uczuciem zwiększonego łaknienia. Gdzieś pomiędzy odpalaniem petard i odkorkowywaniem szampana, a owym syndromem noworocznego zmęczenia znajduje się czas na życzenia i rozmowy o sprawach mniej lub bardziej aktualnych. A aktualnym na dzisiaj tematem jest – za sprawą Episkopatu – gender, o którym traktował ostatni biskupi list do wiernych.
 

Z listami na Niedzielę Świętej Rodziny mam osobisty problem. Zazwyczaj dotykają bowiem spraw ważnych, ale jakoś mało mi się z rodziną kojarzących. W roku 2012 – a zapadło mi to głęboko w pamięci – Episkopat skoncentrował się na zagadnieniu handlu niedzielnego. Wysłuchałem listu w pokorze, by tydzień później, w jednym z krakowskich opactw skonstatować, iż przesłanie to wypaść musiało raczej blado, jako że ojcowie tolerują trzy punkty handlowe czynne przez całą niedzielę w obrębie murów ich klasztoru. List tegoroczny wywołał zaś kontrowersje na tyle duże, że część proboszczów nie zdecydowała się nawet na jego odczytanie. W diecezji krakowskiej zaś, decyzją Jego Eminencji Księdza Stanisława Kardynała Dziwisza, czytany był jego skrót, w którym – co rozumiem i z czym się solidaryzuję – wycięto m.in. fragmenty o Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. 

Daleko mi do krytykowania zamysłu i poglądów Episkopatu, choć dziwię się, że biskupi nie chcą wykorzystać pretekstu, jakim jest wspomnienie Świętej Rodziny, by zmusić nas do głębszej refleksji nad jakością naszego życia codziennego. Stać za tym mogą różne względy. Ot choćby wyraziste biblijne tło liturgii. Każde z czytań bowiem to swoisty drogowskaz, nie wymagający nadzwyczajnych zdolności egzegetycznych. Weźmy na to słowa z Listu św. Pawła do Kolosan. I nawet nie te, które stanowić mają podstawowe zasady życia chrześcijańskiej rodziny (3,18-21), ale inne, owe zasady poprzedzające: „(…) obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby miał ktoś zarzut przeciw drugiemu: jak Pan wybaczył wam, tak i wy! Na to zaś wszystko [przyobleczcie] miłość, która jest więzią doskonałości. A sercami waszymi niech rządzi pokój Chrystusowy, do którego też zostaliście wezwani w jednym Ciele. I bądźcie wdzięczni!” (3,12-15).
 

Jak się dobrze zastanowić proste w realizacji to i to nie jest, ale na postanowienie noworoczne (bo któż ich nie czyni?) nadaje się znakomicie. Jeśliby zaś komu postanowień było mało, zachęcam do przemyślenia – równie dla przełomu lat adekwatnej – modlitwy św. Tomasza z Akwinu:

Panie, Ty wiesz lepiej, aniżeli ja sam, że się starzeję i pewnego dnia będę stary.
Zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania,  że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji.
Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek.
Uczyń mnie poważnym, lecz nie ponurym; czynnym lecz nie narzucającym się.
Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale Ty Panie wiesz, że chciałbym zachować do końca paru przyjaciół.
Wyzwól mój umysł od nie kończącego się brnięcia w szczegóły i daj mi skrzydeł, bym w lot przechodził do rzeczy.
Zamknij mi usta w przedmiocie mych niedomagań i cierpień w miarę jak ich przybywa a chęć wyliczania ich staje się z upływem lat coraz słodsza.
Nie proszę o łaskę rozkoszowania się opowieściami o cudzych cierpieniach, ale daj mi cierpliwość wysłuchania ich.
Nie śmiem Cię prosić o lepszą pamięć, ale proszę Cię o większa pokorę i mniej niezachwianą pewność, gdy moje wspomnienia wydają się sprzeczne z cudzymi.
Użycz mi chwalebnego poczucia, że czasami mogę się mylić.
Zachowaj mnie miłym dla ludzi, choć z niektórymi z nich doprawdy trudno wytrzymać.
Nie chcę być świętym, ale zgryźliwi starcy; to jeden ze szczytów osiągnięć szatana.
Daj mi zdolność dostrzegania dobrych rzeczy w nieoczekiwanych miejscach i niespodziewanych zalet w ludziach; daj mi Panie łaskę mówienia im o tym.

wtorek, 17 grudnia 2013

Dobrych świąt! Dobrego roku!


Bóg się rodzi

Przełamałeś czas na dwoje
jak przy wigilijnym stole
matka przełamuje opłatek

w przełamanym czasie
gwiazda betlejemska

może pomyliła drogi
na bezdrożach niebieskich
bo
zatrzymała się nad naszym domem
jak na żłobkiem
i promienna
W jej blasku ciszy się dom
wrzący świat dookoła
jak wycisza się przyroda
pod obrusem śnieżnym
Za gwiazdą
spod strzechy stajenki zleciał
na gałązki świerku
betlejemski muzyk - wróbel
z nutą glorii w kolędach

Bóg się rodzi...

Maria Siwińska


wtorek, 10 grudnia 2013

Słowa

Pamięci moja statku piękny
Czy nie dość było żeglowania
Po morzu gorzkim i dalekim
Czy nie za wiele wędrowania
Od brzasku aż po noc udręki

(Guillaume Apollinaire, Piosenka niekochanego)


Niektóre słowa bywają tak do siebie podobne, że nie sposób jest uwierzyć, iż podobieństwo to jest czysto przypadkowe. Weźmy dla przykładu dwa pierwsze z brzegu: „cierpliwość” i „cierpienie”. Słownikowa definicja rzeczownika „cierpliwość” sprowadza się de facto do dwóch sformułowań. Jest to mianowicie „zdolność spokojnego, długotrwałego znoszenia rzeczy przykrych”, a także „zdolność spokojnego wyczekiwania na coś lub dążenia do czegoś”. Dla odmiany, zamiast rzeczownikowi „cierpienie”, przyjrzyjmy się słownikowej definicji czasownika „cierpieć”, jako bardziej dynamicznej części mowy. Otóż sprowadza się ona do sformułowania: „odczuwać, przeżywać, znosić ból fizyczny lub moralny; boleć nad czymś lub z powodu czegoś; doznawać czegoś przykrego”. Pomijając etymologiczne zawiłości i nie dbając zanadto o zgodność tego, co napiszę dalej, ze stanem wiedzy naukowej (brakło mi cierpliwości dla głębszej kwerendy) dodam jedynie, że mnie osobiście, obydwa te słowa kojarzą się z rzecznikiem „cierń”. Ktokolwiek doświadczył głęboko wbitego ciernia (nie ważne: fizykalnego czy mentalnego) wie bowiem, jak to boli i ile trzeba cierpliwości, by się tego cierpienia skutecznie pozbyć. To jednak dopiero pierwsza, niejako łatwiejsza strona problemu. Cóż bowiem z sytuacją, gdy nie o wbity cierń tutaj chodzi, a o jego brak? Bo – odcinając nawet skrajne interpretacje tak zarysowanej kwestii – znacznie łatwiej jest pozbyć się czegoś, gdy to coś zależne jest choćby częściowo od naszej woli, trudniej zaś doczekać się czegoś zgoła innego, co od naszej woli nie zależy w ogóle lub zgoła w niewielkim jedynie stopniu.

Nie jest niczym złym cierpieć cierpliwie czekając na to, co dla człowieka ważne, zwłaszcza że czekanie rzadko oznacza tkwienie w miejscu. Cel może być odległy. Droga do niego usiana zasadzkami. Niepowodzenia i sukcesy mogą się na tej drodze wzajemnie przeplatać, a walka zła i dobra przynosić niespodziane rezultaty. Jeśli nie zbaczamy z drogi (wystarcza nam cierpliwości), teoretycznie przynajmniej wzrastać powinno prawdopodobieństwo sukcesu. Ba. Nawet jeśli zdarzy nam się zwątpić, zawrócić lub zboczyć z obranego kursu, a potem ponownie nań wrócić, niekoniecznie pisana jest nam porażka. Teoretycznie wydłużymy jedynie czas, jaki dzieli nas od świętowania sukcesu. No chyba, że przypadkiem odkryjemy skrót lub istnienie machin latających… Gorzej, gdy nasz cel ciągle zmienia położenie. Sam niejako się od nas oddala. Nie ma go za zakrętem, za którym powinny rysować się już jego kontury. Albo nawet pojawia się na chwilę, by zniknąć za moment na nie wiedzieć jak długo. Trudno wymagać wprawdzie, by cele stały w miejscu. W końcu życie to ruch. Wszystko przemieszcza się jednak w swojej skali, wg określonych reguł. Dla przykładu galaktyki oddalają się od siebie  wg następującego wzoru: v=Hor (prawo Hubble'a). Migrują kontynenty, a nawet – prawdopodobnie – o 22 milimetry rocznie poszerza się promień ziemi. Dlatego z okolic Szczawnicy w Himalaje dojdziemy może nie za dwa lata, lecz za dwa lata i dwa dni. Ale jednak dojdziemy. I niech tak pozostanie, dopóty, dopóki jest przewidywalne. Można uznać, że to nawet inspirujące. Cel, który znika, gdy tylko pojawia się w zasięgu wzroku, przestaje jednak być inspiracją. Gonienie za nim, staje się udręką.