czwartek, 21 kwietnia 2011

Zamiast życzeń

Na koniec dnia udało mi się wreszcie coś przeczytać. Już prawie Wielki Piątek więc poszukałem czegoś odpowiedniego. Padło na „Między śmiercią a zmartwychwstaniem” Izabelli Smentek („Warszawskie Studia Teologiczne” XVIII/2005, s. 179-194). Kawałkiem się podzielę:
 
W wyniku swej ludzkiej śmierci Chrystus oddaje ducha Ojcu. Jako Jednorodzony Syn, równy w naturze, był z Nim zawsze. Teraz jednak pojawia się sytuacja nowa: duch człowieka, który doskonale ukochał Boga znajduje się u Ojca. To pierwsza w historii, pierwsza i jedyna w swej wartości taka śmierć (por. Kol 1, 18). Syn człowieczy wynagrodził Ojcu brak miłości ze strony ludzi ofiarowując Mu doskonałą miłość. Skoro teraz „jest u Ojca”, skoro już uczestniczy w odpowiednich dla Niego radości i pokoju Trójcy, dlaczego ma zmartwychwstać? Dlatego, że jest człowiekiem. Bycie Bogiem–Człowiekiem to teraz Jego własny, dany Mu przez Ojca sposób istnienia. Syn Boży po to stał się człowiekiem, aby człowiek idąc Jego śladami, uczestnicząc w Jego tajemnicach, szedł do Ojca. Dlatego ma zmartwychwstać, aby dla każdego po śmierci rozpoczynała się droga ku zmartwychwstaniu, osiąganie pełni nowego stworzenia. Dlatego właśnie chrzest jest zanurzeniem w śmierci Chrystusa (por. Rz 6, 3-4).
 
W sumie po czymś takim życzenia świąteczne wydają się już zbędne. Zamiast nich jeszcze jeden malutki cytat. Wydał mi się na czasie nie tylko dlatego, że zbliża się Wielkanoc.

(…)
O, zmartwychwstanie wszystkiemu, co mdleje,
Co traci ducha, i moc, i nadzieję...
O, zmartwychwstanie Łazarzom i Hiobom,
Pękniętym sercom, zapomnianym grobom,
Światłom gasnącym w ucisku stuleci,
Gwieździe, co spadła - i w błocie gdzieś świeci...
Temu co dobre, i wielkie i piękne,
I co ku wzlotom najwyższym napięte,
Przecież zdeptane jest, - i jest wyklęte...

(…)

(Maria Konopnicka, "O! Zmartwychwstanie…")


sobota, 16 kwietnia 2011

96. rocznica ludobójstwa Ormian

Przeglądam właśnie zaproszenia. Jedno szczególnie przykuwa uwagę. 30 kwietnia 2011 r. o godz. 16:00 w  kościele św. Mikołaja  w Krakowie przy ul. Kopernika 9 odbędzie się uroczysta msza św. w 96. rocznicę ludobójstwa Ormian. Po mszy będzie można złożyć kwiaty i zapalić znicze pod ustawionym obok kościoła kilka lat temu Chaczkarem. Więcej informacji na ten temat (i nie tylko) znaleźć można na stronie Ormiańskiego Towarzystwa Kulturalnego. Przy okazji polecam również witrynę Centrum Badań Ormiańskich oraz Cyfrową Bibliotekę Ormiańską.


sobota, 9 kwietnia 2011

10 kwietnia rok później

Obejrzałem „W milczeniu”. Mądry film. Nie rozdrapując ran pokazuje indywidualny wymiar tragedii jaka dotknęła rodziny ofiar katastrofy prezydenckiego Tu-154 pod Smoleńskiem. To pierwszy film dotykający problemów związanych z wydarzeniami sprzed roku, jaki zdecydowałem się obejrzeć. „Mgła” i „Lista pasażerów” ciągle czekają na właściwy moment. Zresztą niebawem pewnie pojawią się kolejne.
„Katastrofa smoleńska” stała się też tematem wielu książek. Jeśli którąś z nich miałbym przeczytać to zapewne „12 rozmów o miłości. Rok po katastrofie” Joanny Racewicz. Jak większość Polaków i ja zmęczony jestem całym tym politycznym zgiełkiem wokół wydarzeń z 10 kwietnia ubiegłego roku. To zmęczenie jednak – jak mi się wydaje – nie przeszkadza nam w byciu solidarnym z tymi, którzy stracili przyjaciół i najbliższych.
W jednym z niedawnych wywiadów kardynał Stanisław Dziwisz zauważył, że „przechodziliśmy już "wiele innych, może większych nieszczęść" niż katastrofa samolotu pod Smoleńskiem, i nie może nas ona zatrzymać w przeszłości”. To bardzo wyważona i raczej reprezentatywna dla „oficjalnego Kościoła” wypowiedź wskazująca na konieczność zakończenia żałoby. Kościół zapewne dołoży starań, by odbyło się to godnie, zwłaszcza że sam, w „polityczny zgiełk” po katastrofie został dość boleśnie wplątany. Boleśnie chociażby dlatego, że do politycznej awantury, wykorzystano najważniejszy dla niego symbol – krzyż.
Zakończenie żałoby nie oznacza ani końca pamięci o ofiarach katastrofy, ani zamknięcia procesu dochodzenia do prawdy o jej przyczynach. Nie wierzę też, by przyczyniło się do zmniejszenia jej udziału w bieżącej walce politycznej. Temat jest zbyt – w tym sensie – nośny, by w roku wyborczym można było na to liczyć. Przestałem także wierzyć w to, że tak katastrofa, jak i ta chwila jedności, jaka po niej nastąpiła, nauczyły nas czegokolwiek.
Miłość mądra i miłość zaślepiona: Barbara Skarga i Leszek Kolakowski o patriotyzmie.

czwartek, 7 kwietnia 2011

O Romach w polityce i literaturze

Głośno było swego czasu o determinacji z jaką francuskie władze próbowały pozbyć  się ze swojego terytorium rumuńskich i bułgarskich Romów. Później o sprawie przycichło. Oburzenie działaczy organizacji społecznych, obrońców praw człowieka czy wysokich przedstawicieli Unii Europejskiej najwyraźniej nie zrobiło na Francuzach szczególnego wrażenia. Świadczyć może o tym fakt, że nie tak dawno minister spraw wewnętrznych Brice Hortefeux poinformował, że od lipca 2010 r. Francja przymusowo odesłała do krajów pochodzenia 3,7 tys. Romów. Wypowiedź tą natychmiast skontrowały organizacje pozarządowe twierdząc, że Romów jest tyle samo co przed rozpoczęciem działań władz, tylko żyją w jeszcze gorszych warunkach. Wnosząc z moich doświadczeń ze społecznością romską daję tym twierdzeniom wiarę.
Nie jest jednak tak, że polityka rządu Nicolasa Sarkozy'ego nie przyniosła żadnych pozytywnych skutków, choć nie sądzę, że akurat takie efekty gabinet ten założył. Jednym z nich było uznanie przez Prezydencję Węgierską poprawy losu Romów i zatrzymania narastającej ksenofobi za jeden z jej priorytetów. Viktor Orban zadeklarował nawet, że do końca czerwca br. Unia będzie miała wspólną strategię w tym obszarze. Niestety media nie przynoszą (albo ja się ich nie  doszukałem) dalszych informacji w tej sprawie. Dopiero ostatnio pojawiła się wiadomość, że Komisja Europejska zajęła się tym problemem uznając za priorytet poprawę sytuacji w zakresie edukacji Romów. Podjęła również decyzję, że kraje Unii mają wpisać swe szczegółowe plany pomocy Romom w programy reform, które zatwierdzi szczyt UE.
Sprawy idą więc w dobrym kierunku, a i Polska może w tym względzie kilka ciekawych rozwiązań zaproponować. Realizacja najpierw Pilotażowego programu rządowego na rzecz społeczności romskiej w województwie małopolskim na lata 2001-2003, następnie zaś ogólnopolskiego i zaplanowanego na 10 lat (z możliwością kontynuacji po tym okresie) rządowego Programu na rzecz społeczności romskiej w Polsce pozwoliła sprawdzić skuteczność wielu rodzajów działań. Także w zakresie edukacji, gdzie notujemy całkiem przyzwoite wyniki.
Program pozwala na realizowanie wielu działań w bardzo różnych obszarach. Część z nich – jak chociażby podyplomowe studia romologiczne – służy poprawianiu poziomu wiedzy o Romach wśród nie-Romów. Inne wspierają refleksje naukową i popularyzują ustalenia badawcze. Przykładem takich działań jest m.in. jutrzejsza konferencja w Willi Decjusza: Romowie w literaturze. Kto może niech wybierze się koniecznie. Warto!

wtorek, 5 kwietnia 2011

22

Czasem zastanawiam się, co zrobiłbym z wolnym czasem, gdyby akurat zdarzyło się tak, że będę go miał przed godziną 22. Wiele rzeczy przychodzi mi wówczas do głowy. Ot np. żeby powłóczyć się po Polach Mokotowskich. Kilka dni temu wmurowano tam tablicę upamiętniającą fakt, że w 1981 r. przy ul. Batorego 14 w Warszawie mieściła się redakcja „Tygodnika Solidarność”, pierwszego w PRL pisma w pełni niezależnego od komunistycznych władz. Kto pamięta pierwsze numery „Tysola” pamiętać musi też wypieki na twarzy, które towarzyszyły jego lekturze. Pacholęciem będąc uczyłem się na nim nie tyle polityki, co trudnych słówek (jak dziś pamiętam moje osłupienie wobec „dezawuować”). Obecnie patrzę na archiwalne numery bardziej już okiem historyka, niż świadka tamtych dni.
Mógłbym też pójść do kina. A jest na co. „Czarny czwartek” Antoniego Krauzego już widziałem. Film może mną nie wstrząsnął, ale że go widziałem – nie żałuję.
Pewnie nie pożałuję też wyprawy na „Niepokonanych”, film Petera Weira oparty na motywach „Długiego Marszu” Stanisława Rawicza,
czy „Młyn i krzyż” Lecha Majewskiego.
Po takim seansie nie od rzeczy byłoby zajrzeć 16 kwietnia na Służew, gdzie o godz. 20, po zachodzie słońca, rozpocznie się monumentalne Misterium Męki Pańskiej. Poprzedzi je msza św. o 17.30 w pobliskim kościele pw. św. Maksymiliana Kolbe przy ul. Rzymowskiego.
Żeby nie było żem taki święty przyznam otwarcie, że marzy mi się też krótki wypad do Włoch i to bynajmniej nie na beatyfikację Jana Pawła II. W rzymskim Palazzo Venezia ma bowiem miejsce - zamykająca obchody 400. lecia śmierci malarza - wystawa „Caravaggio. Warsztat geniusza”, której „Rzeczpospolita” poświęciła tekst pod wiele mówiącym tytułem: „Bachus przez soczewkę”.
Ale skąd tu wziąć jakiś wolny czas przed 22? Na otarcie łez pozostają mi więc książki. A jest w czym przebierać. Po tym, jak zobaczyłem swego czasu „Wszystko co kocham” Jacka Borcucha
bierze mnie co jakiś czas na wspominki. Materiał poglądowy jest. Ukazały się ostatnio przynajmniej trzy pozycje, które ułatwiają odświeżanie pamięci. O dwóch z nich – „Buntownicy. Polskie lata 70. i 80.” Anki Grupińskiej i Joanny Wawrzyniak oraz „Obok albo ile procent Babilonu” mr’a makowskiego i Michała Szymańskiego – doniosła ostatnio „Wyborcza”. Trzecią: „Artyści, wariaci, anarchiści” autorstwa Pawła Konnaka, Jarosława Janiszewskiego i Krzysztofa Skiby mam już za sobą.
Nie tylko wspomnieniami jednak człowiek żyje. Rozejrzeć trzeba się też za jakąś przyzwoitą lekturą dla młodszego pokolenia. Coś mi mówi, że audiobooki dziecku rodzicielskiego czytania wieczorem nie zastąpią. A rozglądać trzeba się dobrze. Bo o podróbkę teraz znacznie łatwiej niż o oryginał.
Na szczęście na polu walki z tandetą zanotowaliśmy właśnie duży postęp. Swe podwoje otworzył Instytut Bajki w Europejskim Centrum Bajki im. Koziołka Matołka w Pacanowie. Uff!