piątek, 21 grudnia 2012

Dobrych Świąt! Dobrego roku!

Stefan Mrożewski – Pokłon pasterzy
Ach! zła Ewa narobiła, kłopotu nas nabawiła, z wężem sama rozmawiała, i jabłuszka kosztowała.- Narobiła.
Adam z raju wypędzony zostawił płód zarażony.
Ale go z kłopotu tego, Matka Syna Przedwiecznego. - Wybawiła.
Robak chytry zwiódł mężatkę, za tę winę sam wpadł w klatkę.
Bo mu głowę podeptała, która od wieku przyjść miała - Białogłowa.
Czego dawno pożądali, cni Ojcowie oglądali, i już są dziś wypełnione, od Proroków objawione - Święte słowa.
Dziś w żłobie odpoczywa, z nieba zszedłszy prawda żywa,
Która nie będzie zawarta, owszem na wieki otwarta, - Że Zbawiciel
Od Aniołów ogłoszony, z Panny w stajni narodzony, Skąd wesele nam przynosi, Miły pokój ludziom głosi – Odkupiciel.


(Ze zbioru: Kantyczki. Pieśni na Boże Narodzenie, Księgarnia Luxemburgska 1867, T. II, s. 3-4)

sobota, 24 listopada 2012

Kobiety na traktory! Sportowcy na drogi!

An nescis, mi fili, quantilla prudentia mundus regatur? (Juliusz III)


O tym, że kobiety cywilizują mężczyzn, nikogo przekonywać nie trzeba. Z faktami po prostu dyskutować nie przystoi. A że robią to czasem używając ciosów – nomen omen - poniżej pasa? Cóż. Widać muszą. O tym, że ciosy te są o tyle dotkliwe, co skuteczne świadczy historia naszej cywilizacji. Nie dziwi więc, że i w kulturze temat ten, acz bolesny i niewygodny, nie został całkowicie przemilczany. Klasycznym przykładem ekspozycji tego motywu jest dramat Arystofanesa z 411 r. p.n.e. pt.: "Lizystrata". Osobom o słabszej pamięci śpieszę przypomnieć, że ogniskuje się on wokół problemu zakończenia II wojny peloponeskiej. By skłonić swoich mężów do pokoju kobiety zawiązują spisek, w ramach którego separują ich od swoich alkow i wdzięków do czasu, aż zmądrzeją. Wyrazem tej mądrości miało zaś być zawarcie pokoju.
Opisaną przez Arystofanesa "historię" przypominał jakiś czas temu w "Dużym Formacie" Wojciech Orliński. Przyczynkiem zaś do tych wspominek był opisany przez  "Guardiana" przypadek dzielnych kobiet z kolumbijskiego miasteczka Barbacoas, które zastosowały metodę strajku seksualnego, by wymusić na swoich mężczyznach budowę upragnionej drogi. Nie muszę chyba dodawać, że metoda okazała się skuteczna, co szczególnie dziwić nie może.
Kontempluję ten przypadek już jakieś półtora roku zastanawiając się, czy aby nie jest to metoda warta rozpropagowania w kraju nad Wisłą, zważywszy, że i u nas z drogami - nadal - licho. Więc może gdyby tak małżonki/małżonkowie naszych panów posłów i pań posłanek postawiły/postawili analogiczne ultimatum, to kto wie, kto wie... Wzdragam się jednak przed nadmiernym eksponowaniem takiego postulatu zważywszy co najmniej trzy bezsporne fakty:
1. byłoby to w najwyższym stopniu niehumanitarne;
2. jako lud północny dłużej niż południowcy obywać się możemy bez uciech cielesnych;
3. z instytucji publicznych na "b" w naszym arcykatolickim kraju równie łatwo o zamtuz jak o bibliotekę z niewielkim wskazaniem na ten pierwszy przybytek.
Zważywszy wszystkie te fakty, skuteczniejszą metodą wydało mi się ograniczenie przywilejów poselskich poprzez odebranie paniom posłankom i panom posłom prawa do bezpłatnych przelotów/przejazdów, a nawet nałożenie nań obowiązku samodzielnego kierowania pojazdami mechanicznymi oraz wykluczenie z zakresu immunitetu wykroczeń drogowych. Przy okazji zabroniłbym im dodatkowo używania CB, co zresztą może niebawem zacząć dotyczyć nas wszystkich. Coś mi się wydaje, że wszędzie na świecie ta metoda mogłaby okazać się skuteczna. Wszędzie, wyjmując z tej reguły kraje na wschód od linii Odry i Nysy Łużyckiej, gdyż jak wiadomo zamieszkujące te tereny ludy mają przedziwną zdolność do nieszablonowego radzenia sobie z narzuconymi przemocą regułami. Pozostaje więc szukać dalej.
A że żyć przyszło mi w ciekawych czasach daleko szukać nie musiałem. Świeże jeszcze wspomnienie EURO 2012 i związanego z nim cywilizacyjnego skoku w zakresie infrastruktury każe wierzyć, że jedyną skuteczną metodą na podtrzymanie tego trendu jest jak najszybsze przyznanie Polsce praw do organizacji (kolejność nieprzypadkowa):
1. Zimowych Igrzysk Olimpijskich,
2. Letnich Igrzysk Olimpijskich,
3. Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej.
Na oko biorąc, po takim maratonie będziemy najlepiej komunikacyjnie rozwiniętym krajem świata, że o innej infrastrukturze nie wspomnę. I choć żal mi naszych Taterek, zdania nie zmienię. Paniom i panom posłom pragnę zaś za Krzysztofem Wargą przypomnieć słowa Thomasa Bernharda z "Przyczyna. Przypomnienie": "We wszystkich epokach wszystkie rządy zawsze przypisywały sportowi największe znaczenie, i słusznie, bawi on bowiem, ogłupia i odurza masy, a dyktatury wiedzą najlepiej, dlaczego zawsze i w każdym wypadku opowiadają się za sportem. Kto jest za sportem, ma masy po swojej stronie, kto jest za kulturą, ma je przeciwko sobie".


wtorek, 30 października 2012

Jesień rulez

The Traktor

Ponoć – tak przynajmniej chce Søren Kierkegaard – mądrość zdobywamy wyłącznie patrząc wstecz, choć by żyć musimy patrzeć do przodu (dosłownie: „(...) Livet maa forstaaes baglænds. Men (...) det maa leves forlænds”). Na szczęście po jakimś czasie, intensywne patrzenie wstecz pozwala nabrać pewności, co do zdarzeń przyszłych. I tak nadszedł czas zimowy, co przypuszczaliśmy, a o czym wielokrotnie powiadomiły nas media, zaś niedowiarków gruntownie i namacalnie uświadomili wszelacy przewoźnicy. Nadszedł, jest i jak co roku oszukuje. Bo nadszedł jakoby co nieco za wcześnie. Wszak jesień jeszcze! I to jaka! A jesień taka sprzyja nostalgii, o czym zresztą – również z doświadczenia – wiemy i co dzięki doświadczeniu mogliśmy przewidzieć.
Nostalgię – zwłaszcza jesienią w wieku drugiej młodości – pogłębiają najskuteczniej koledzy, w ową drugą młodość zagłębieni poważniej niźli my sami. A co tam. Niech im będzie! Najlepiej lżej. Dzwoni więc taki i wspomina, jak tośmy generała ważnego „olali”, znaczy „umyli”, i że film o tym chcą kręcić. No i rozmarzenie pełne. Nie. Nie o filmie bynajmniej. Film to ściema celuloidowa. Jeno to mycie/olewanie generała wypadło nam gdzieś w okolicach 1988, a może i rok wcześniej. Zresztą. Co mi tam. Wiek usprawiedliwia. Nie wszystko już człowiek pamięta. Ważne, że upadek Konstantynopola w roku 1453 nastąpił, a bitwa pod Wiedniem była w 1683, ni mniej ni więcej.
Tyle tylko, że później człowiek tknięty tą wątpliwością grzebać zaczyna w papierach. Bo a nuż gdzieś notatka jakaś, sugestia się znajdzie, napatoczy. Bo i Kupaliści wszak chyba niezły kawałek o tym wiekopomnym myciu/olewaniu po koncertach ryczeli. A tu jak na złość po Kupalistach ledwie dwie stronice tekstów mi się ostały. I nic, nic. Czarna dziura, czarna masa i istota szara. Nawet „The Traktor” jeden odnalazłem. Zin taki z epoki. Nasz. Przemyski. Kilka numerów wyszło i coś tam nawet rękę do jednego czy dwóch przyszło przyłożyć. Jakieś pozostałości po Grupie Inicjatyw Oddolnych „Jeże” oraz Literackiej „Mać” też. W tym ostatnim przypadku łatwiej o daty, bo wiadomo: poeta to i czas i miejsce dla potomności zanotuje, by młodzieży gimnazjalnej za łatwo nie było. Ale śladu datowania z generała olewania – zero.


Kupalisci

No i z tej żałości nastroje futurystyczne mnie opanowały. Mianowicie zastanawiać się zacząłem, jakby to było, gdyby Kupaliści dzisiaj właśnie grali. „Gumowa konserwa” to hicior z przesłaniem ponadepokowym. Nadaje się więc na zwieńczenie koncertu w każdym systemie ustrojowym a nawet/ zwłaszcza pod okupacją. A wypełniacze? W jakim by to mogło pójść kierunku? No i wypłynąłem…

Czego wy ode mnie chcecie
Jam jest nuklearne dziecię
Jam dziedzicem Czarnobyla
I przyczyną śnięcia kryla

Wbij w garnitur się pod szyje
Zawiąż krawat w srebrne żmije
Módl się często, módl się szczerze
„A w co wierzysz? W Polskę wierzę!”
Czcij też ojca, kochaj matkę
Mniej w pamięci starszych gadkę

Czego wy ode mnie...

Idź w pochodzie w pierwszym rzędzie
Słowa wodza miej na względzie
Czerwień wlej w swe serce szczere
Tyś jest z ludu oficerem
W próchno świata rzuć kamieniem
Lud twą wiarą, twym sumieniem

Czego wy ode mnie...

Poznaj siłę swych pieniędzy
Kraj wyciągnij z szarej nędzy
Bogać się za wszelką cenę
Śmiało z buta właź na scenę
I wierz w siłę, co tkwi w tobie
„Co pomyślę, to i zrobię”!

Czego wy ode mnie...

Drze swą mordę dziki bełkot
Drży w posadach bryła świata
Radia nieustanny warkot
Zagłusza wciąż kroki kata...
 
Więc apeluję. Zanim wypłynę tak daleko, że zawrócić ni jak nie będzie i dokąd, poddajcie moi mili, w którym że to było roku (bo że 1 czerwca nie ulega wątpliwości) i czy ktoś przechowuje fotki, których napstrykano nam wtedy pod dostatkiem..? Bo jak nie, to „Misiowie puszyści”.


wtorek, 25 września 2012

Żydzi i judaizm w publicystyce podziemia narodowego (1939-1945)*

Już pobieżna analiza publicystyki podziemia narodowego prowadzi do wniosku, że kreowany w niej obraz Żyda i relacji polsko-żydowskich uznać należy za swoistą kontynuację przedwojennej linii programowej tego środowiska. Swoistą, bo wzbogaconą o elementy niezbędne dla zinterpretowania zajętego wówczas stanowiska, w obliczu eksterminacyjnej polityki III Rzeszy. W zaistniałej sytuacji środowiska te bowiem – dla zachowania spójności światopoglądowej głoszonych poglądów – musiały z jednej strony w sposób stanowczy odciąć się od tej polityki, z drugiej zaś uzasadnić poprawność i aktualność głoszonych przed wybuchem wojny poglądów. Stąd obecność w publicystyce tego środowiska stwierdzeń w typie: „Nikt nie aprobuje sprzecznych z zasadami chrześcijańskimi metod rozwiązania kwestji żydowskiej przez reżym hitlerowski. Trzeba z całym obiektywizmem stwierdzić, że są one równie brutalne i niehumanitarne, jak brutalne i niehumanitarne było postępowanie urzędników sowieckich narodowości żydowskiej wobec Polaków na terenie zaboru Sowieckiego”(1).
Przytoczony wyżej fragment uznać należy za reprezentatywny dla całego podziemia narodowego. Z pełną stanowczością odrzucało ono metody stosowane przez hitlerowców lub możliwość jakiekolwiek z nim współpracy. Niemniej, równie reprezentatywne jest wskazanie na Żydów, jako element wrogi Polsce i Polakom, wykorzystujący każdą nadarzają się okazję, by polskości zaszkodzić. Proceder ten – jak twierdzą publicyści narodowi – miał miejsce w całej historii Polski, a szczególnie widoczny stał się w okresie II Rzeczypospolitej.
Zdaniem Szczepana Runiewicza (pseudo.), w szczególny sposób tendencja ta uwidoczniała się w zakresie życia gospodarczego. Ilustrując tę tezę przytacza on dane statystyczne z okresu II Rzeczypospolitej, z których wynika, iż Żydzi, którzy stanowili 16% ogółu społeczeństwa polskiego, opanowali 70% handlu i 35% przemysłu. Służą mu one jako jeden z argumentów w dyskusji nad specyfiką stanowiska, jakie jego środowisko zajęło wobec społeczności żydowskiej. Stwierdza on bowiem stanowczo, iż u jego podłoża leżą czynniki natury ekonomicznej, a nie rasistowskiej. Stanowisko to należy uznać za symptomatyczne, ale jedynie częściowo tylko reprezentatywne dla środowiska publicystów narodowych. O ile bowiem panowała w nim zgoda, co do poglądu o nadreprezentacji osób pochodzenia żydowskiego w gospodarce i wolnych zawodach, uznania tej nadreprezentacji za czynnik niekorzystny dla interesów narodowych oraz, że właściwym sposobem rozwiązania tego problemu jest emigracja Żydów z Polski, to już uznanie owej dominacji za zasadniczą przyczynę niechętnego czy nawet wrogiego nastawienia do tej społeczności uznać należy za pogląd rzadki, jeśli nie odosobniony. Można nawet przyjąć, że jest to stanowisko podzielane bardziej przez współczesnych badaczy, niż samych narodowców. Ci ostatni bowiem, znaczący udział Żydów w gospodarce, handlu czy wolnych zawodach uznawali za czynnik wtórny, stanowiący efekt realizacji szerszego programu o charakterze światopoglądowym. Innymi słowy ujmując, był to tylko jeden z przejawów planu, który mając jasno sprecyzowane cele i będąc realizowanym wieloma metodami, przejawiał się zwłaszcza w przejmowaniu pozycji dominującej we wszystkich istotnych sferach życia publicznego Polski lub szerzej – nieżydowskiego świata.
O wiele groźniejsze od dominacji w sferze ekonomicznej i gospodarczej było – zdaniem publicystów narodowych – zawłaszczanie przez Żydów obszaru kultury. To bowiem za jej pośrednictwem możliwe jest oddziaływanie na masy poprzez zarażanie ich myśleniem materialistycznym. By uchronić naród polski przed bezpośrednimi zagrożeniami płynącymi ze strony forsowanego przez Żydów typu kultury, publicyści narodowi wysunęli postulat ograniczenia „wszelkich zewnętrznych” jej przejawów wyłącznie do samej diaspory żydowskiej. Było to dla nich o tyle istotne, iż uznali właśnie Żydów i kierowaną przez nich masonerię za sprawców demoralizacji polskiej inteligencji, co w ostateczności musiało odbić się tak na kulturze narodowej jak i na samym (całym) narodzie.
Uderzenie poprzez kulturę – zdaniem publicystów podziemia narodowego – miało za cel osłabienie chrześcijańskich fundamentów cywilizacji europejskiej. W tym zakresie – jak czytamy w enuncjacjach narodowych – Żydzi przez wieki odnieśli znaczące sukcesy, przyczyniając się najpierw do rozkładu średniowiecznego państwa (a stanowiło ono dla publicystów obozu narodowego ideowy wzorzec Katolickiego Państwa Narodu Polskiego), później zaś do rozpowszechnienia wrogich chrześcijaństwu ideologii: liberalizmu, socjalizmu i komunizmu. Był to pogląd tak mocno ugruntowany, że pozwalał traktować wszystkie te nurty jako zjawisko w pewnym sensie tożsame. Formacje te, na czele z komunizmem – zdaniem publicystów narodowych - nie był celem „światowego żydostwa, a jedynie środkiem do realizacji jego celów wyższego rzędu. Podobnie jak imperium sowieckie, opanowane przez Żydów i podporządkowane realizacji ich interesów.
Żydzi, jak wynika z enuncjacji omawianego środowiska, odpowiedzialni są również za pojawienie się w przestrzeni europejskiej rasizmu i nazizmu. Postawienie takiej tezy pozwalało nie tylko kontynuować rozważania związane z twierdzeniem, że są oni odpowiedzialni za antyspirytualistyczną rewolucję, ale także zdjąć z nich miano grupy wiecznie prześladowanej. Co więcej. Przyjęcie takiego założenia pozwoliło nawet na odwrócenie wektorów dyskursu. I tak dla przykładu, zdaniem ks. Michała Poradowskiego jeżeli Żydzi rzeczywiście podlegają jakimś prześladowaniom, to tylko dlatego, że sami są temu bezpośrednio winni. Rasizm nazistowski – w tym ujęciu - ma swe źródło nie gdzie indziej ale w myśli żydowskiej. Wywodzi się on bowiem z, przeniesionej z porządku religijnego do porządku społecznego, żydowskiej idei narodu wybranego, której oczywistym skutkiem jest przyjęcie tezy o wyższości jednego narodu nad drugim. Co więcej, to właśnie naród żydowski uznał za znaczącą dominantę owej wyższości - cechy antropologiczne. Jeden z publicystów związanych z ideowym zapleczem Narodowych Sił Zbrojnych, pisał: „Ta część światopoglądu [narodowo-socjalistycznego: rasizm - A.P.] została jakby żywcem przyjęta z innego narodu wybranego - Żydów, z którymi hitleryzm obecnie znajduje się w stanie nieubłaganej walki. Rasizm ma na swe usługi religię narodu wybranego, gdy tymczasem hitleryzm, walcząc z religiami wyznawanymi przez naród niemiecki, sam musiał się stać religią”(2).
Jak więc pośrednio z powyższego wynika, mimo wielu podobieństw jakie publicyści narodowi dostrzegają między nazizmem a „ideologią światowego żydostwa”, ich podstawy światopoglądowe oceniają jako – ostatecznie - skrajnie różne. „Założeniem nacjonalizmu żydowskiego jest uniwersalizm panowania rozproszonego narodu wybranego nad światem, z wszelkimi cechami bytu pasożytniczego. Dynamika nacjonalizmu żydowskiego znajduje niewyczerpane źródła natchnienia nie tylko w instynkcie rasy, lecz i religii tego międzynarodu”(3). Hitleryzm zaś „(...) jest typem nacjonalizmu terenowego, który ostatecznie przekształcił się w religię rasowości, nie znającą granic ekspansji dla >nordyków< i nakazującą wiarę w >misję< uszczęśliwiania ludzkości w drodze germanizowania elementów podatnych i eksterminacji opornych względnie nienadających się do germanizacji, wobec rzekomej niższości rasowej (…)”(4). Można go więc uznać jedynie za zbarbaryzowaną wersję nacjonalizmu w wydaniu żydowskim. Obydwie te formacje łączy kilka wspólnych cech: brutalizm, bezwzględność, rasizm, pęd ku panowaniu nad światem i stricte materialny cel; dzieli zaś, rozumiana jako siła motoryczna, inspiracja światopoglądowa. Z jednej strony jest to judaizm i jego idea wybraństwa bożego, z drugiej zaś neopogańska apoteoza walki i zwycięstwa.
W takim ujęciu, Żydzi są nie tyle ofiarami, co agresorami. Wkraczają w życie narodowe, by je rozbić i ostatecznie bądź to ciągnąć zyski ze stanu anarchii państwa, bądź też przejąć nad nim całkowitą kontrolę lub też w jakikolwiek inny sposób realizować swoje interesy. Cel ten determinuje całą społeczność żydowską, bez względu na zewnętrzne i - jak piszą publicyści środowisk narodowych - pozorne podziały w niej istniejące. „Tak zewnętrznie niepodobni do siebie chaluce palestyńscy, Tuwimy i Słonimscy i poczciwi chasydzi z Nalewek, to tylko inaczej umundurowani żołnierze różnych oddziałów solidarnie maszerującej >armii< wojującego żydostwa”(5). Armii tej należy stawić czoła w sposób stanowczy i zdecydowany, przy czym owa stanowczość nie może stać w sprzeczności z zasadami moralnymi wynikającymi z przyjęcia światopoglądu katolickiego, jako podstawy tworzenia nowego ładu europejskiego.
Poszukując religijnego uzasadnienia projektów rozwiązania kwestii żydowskiej publicyści podziemia narodowego odwołali się do idei dobra wyższego rzędu, które zdefiniowali jako dobro narodowe. Jego realizacja wymagała ich zdaniem przede wszystkim usunięcia najbardziej widocznych elementów żydowskiej dominacji. Służyć miało temu m.in. przejęcie przez państwo, a następnie przekazanie Polakom najbardziej poszkodowanym w trakcie okupacji, całej własności gospodarczej, która przed wybuchem II wojny światowej znajdowała się w rękach Żydów, co stanowić miało „(…) akt sprawiedliwości i zadośćuczynienia w stosunku do całego Narodu”(6). Wywłaszczenia te odbywać miałyby się w sposób systemowy, zaś wywłaszczonym Żydom powinny przysługiwać odpowiednie odszkodowania, wypłacane w polskich papierach wartościowych. Istotnym, w tym kontekście, stało się również zagadnienie mienia pożydowskiego. W tym przypadku podkreślano, iż nie może dojść w Polsce do jakiejkolwiek restytucji własności żydowskiej, nawet jeśli własność tą Żydzi utracili nie na mocy suwerennych aktów prawnych państwa polskiego, lecz w wyniku antysemickich działań okupanta.
Ideologowie ruchu narodowego, jak się wydaje, choć nie akceptowali eksterminacyjnej polityki III Rzeszy, akceptowali jej skutki. Mało tego, z ich tekstów bije pewna ulga, iż tak istotna kwestia, jak wielowiekowa obecność Żydów, którą uznali oni za jeden z najistotniejszych czynników uniemożliwiających „prawidłowy” rozwój Polski, została rozwiązana obcymi rękoma. Jak pisali: „Potępiając stanowczo nieludzkie metody likwidacji Żydów, będące zwykłym mordem bezbronnej ludności cywilnej, musimy jednak stwierdzić, że sam fakt zniknięcia Żydów z tych terenów jest dla naszego narodu zjawiskiem ogromnie pomyślnym. (...) Ta gwałtowna likwidacja żywiołu żydowskiego niewątpliwie w dużym stopniu przyczyni się do przekształcenia nas w normalne społeczeństwo, składające się w odpowiedniej proporcji z wszystkich warstw”(7). Innymi słowy, choć publicyści podziemia narodowego prezentowali własne „pomysły” na rozwiązanie „kwestii żydowskiej”, to mieli zarazem świadomość, że ze względu na konieczność - chociażby formalnego - uzgodnienia ich z katolicyzmem, nie były one na tyle radykalne, by zmusić do emigracji całą społeczność żydowską.
Wyłaniający się z artykułów prasowych i druków zwartych emitowanych przez ugrupowania narodowe Polski Podziemnej obraz Żyda i relacji polsko-żydowskich jednoznacznie wskazuje na ścisły związek tego kompleksu rozważanych zagadnień z poglądami historiozoficznymi omawianych ugrupowań oraz kreowaną przez nie wizją kultury i opartym na tej wizji projektem ideowym przyszłego państwa polskiego. W tym kontekście Żydzi jawią się jako jednolita światopoglądowo grupa, która pomimo pozornych podziałów, konsekwentnie dąży do rozkładu cywilizacji chrześcijańskiej, a w wyniku tego, do przejęcia władzy nad całym nieżydowskim światem. Sprzeciw wobec tak zarysowanej polityki ma więc charakter sporu, czy też walki światopoglądowej, mocno zakorzenionej w przekonaniach religijnych obydwu stron. Żydzi reprezentują w tym przypadku podejście materialistyczne, wynikające jakoby z – wyrosłego na gruncie Talmudu – judaizmu. Ich przeciwnicy – podejście spirytualistyczne, wyrosłe na gruncie chrześcijaństwa i stanowiące istotę cywilizacji łacińskiej. Nie ma więc tu mowy o kwestiach doraźnych. Dominacja Żydów w różnych przestrzeniach społecznych jest tylko przejawem i jako taka świadczy o podejmowaniu przez nich działań sięgających znacznie głębiej. Brak zgody na te działania oznacza więc wejście w spór kardynalny, spór w obronie wartości, na których posadowiona jest cywilizacja europejska.
W zarysowanym wyżej kontekście publicystyka narodowa wpisuje się w ogólnoeuropejski nurt narracji, której bohaterem jest „Żyd” stanowiący rodzaj projekcji, „(…) jedną z figur układanki, którą od przeszło dwustu lat nazywa się w Europie ładem społecznym: służy albo jako coś, co należy ze społeczeństwa wyeliminować jako uniwersalnie obcego, albo coś, co należy do reszty społeczeństwa dostosować (…)”(8). Rodzaj ładu społecznego projektowanego przez ideologów podziemia narodowego na okres powojenny – tak dla Polski, jak i całej Europy – zakładał powrót do idei fundujących cywilizację łacińską. W konsekwencji zaś odrzucenie wszystkich tych wartości i związanych z nimi poglądów, które z tą ideą stały – ich zdaniem – w sprzeczności. Nośnikiem tych wartości stał się zmistyfikowany „Żyd”. Społeczność żydowska została więc tu sprowadzona – żeby użyć sformułowania Girarda - do roli kozła ofiarnego.
Przyjęcie poprawności twierdzenia, że poglądy publicystów podziemia narodowego, w zakresie „kwestii żydowskiej”, zasadzają się na sporze o charakterze prymarnym, gdzie jedną stronę dyskursu stanowi chrześcijaństwo, drugą zaś talmudyczny judaizm, skłania do wniosku, że ten kompleks poglądów można by zakwalifikować jako „antyjudaizm”, który obejmuje „(…) te wszystkie nieprzychylne postawy chrześcijan wobec Żydów, które czerpią swoją energię z błędnego nauczania i pojmowania narodu żydowskiego i jego religii”(9). W pewnym sensie takie właśnie określenie wpisywałoby się również w ten nurt rozważań nad relacjami pomiędzy Żydami a społeczeństwami europejskimi – reprezentowany chociażby przez Arendt czy Ricoeura -, który nakazuje stanowczo rozróżniać antysemityzm rasistowski od niechęci wobec Żydów motywowanej w inny sposób. Tym niemniej jednak w literaturze przedmiotu dominuje przekaz, w ramach którego termin „antyjudaizm” lub „antysemityzm tradycyjny” zarezerwowany jest dla kompleksu poglądów, których sednem jest przypisywanie Żydom winy za ukrzyżowanie Chrystusa wraz z przeniesieniem jej na całą populację oraz wszystkie pokolenia, zarzut dokonywania mordów rytualnych, których ofiarami miałyby być dzieci chrześcijańskie oraz wywiedziona rzekomo z Talmudu nienawiść Żydów do gojów.
Przeciwne podejście reprezentuje cały szereg autorów - na czele z Goldhagenem, czy Pipersem -, dla których istnieje tylko jeden antysemityzm, zaś jego rozróżnianie na tradycyjny, dawny, obyczajowy lub ludowy, z drugiej zaś strony nowożytny, agresywny, pogromowy, totalitarny jest bądź to nieuzasadnione, bądź też możliwe jedynie przy założeniu, że omawiamy fazy kształtowania się jednego zjawiska.
Dyskusja, w której centrum znajduje się pojęcie antysemityzmu, bazująca w pierwszym rzędzie na doświadczeniu Zagłady, jak dotychczas nie wyłoniła dominującego podejścia. W jej nurcie pojawiają się jednak określenia takie jak „antysemityzm eliminacyjny” czy – łagodniejsza jego wersja – „antysemityzm deportacyjny”, którą z powodzeniem zastosować można do kompleksu poglądów stanowiących kanwę niniejszego wystąpienia, choć będzie to ujęci redukujące je jedynie do nazwania metody „rozwiązania kwestii żydowskiej”. Z kolei autorzy tacy jak chociażby Browning dochodzą do wniosku, że antysemityzm może mieć „nieskończenie wiele postaci”. Podejście takie widać w licznych próbach definicyjnych, które starają się wskazać na maksymalnie szerokie spektrum zagadnień, jakie ten termin obejmuje.
To niezwykle szerokie podejście, w ramach którego próbuje się objąć klamrą zjawiska w żaden sposób do siebie nieprzystające, nie uwzględniając różnicy motywów, ani skutków przyjętych postaw, budzi uzasadniony sprzeciw. Używając słów Buryła można by go wyrazić następująco: „(…) Jest ewidentnym nadużyciem zrównywanie ze sobą dwóch antyżydowskich fobii: chrześcijańskiej i hitlerowskiej. To zjawiska z różnych porządków. I nawet zawężona do granic własnego bólu perspektywa bitego nie może nie respektować odmiennych intencji, jakie stoją za racjami Kościoła i nazistów”(10). Z poglądem tym współgra stanowisko Szapiro, który polemizując z Goldhagenem kwestionuje jego pogląd, jakoby europejski antysemityzm był wynikiem chrześcijaństwa. Twierdzi on, że jest dokładnie odwrotnie. Jego zdaniem, dopiero odrzucenie chrześcijaństwa – datujące się od początku XIX wieku (w miejsce religii wprowadzono wówczas do arsenału argumentów antysemickich historię, biologię czy ideologię) - umożliwiło Zagładę.
Zespół poglądów dotyczących Żydów i ich roli w dziejach Polski, prezentowany przez publicystów podziemia narodowego, ma swoją specyfikę. Specyfika ta wymaga stanowczego odróżnienia go od antysemityzmu rasistowskiego. Bliższe prawdy byłoby zakwalifikowanie go do kategorii, którą posługują się tacy badacze jak Simon, Le Goff czy Jonson, określanej mianem „antysemityzmu chrześcijańskiego”. Przez pojęcie to rozumieją oni wszelkie wrogie postawy Kościoła wobec Żydów, przy czym „Treści ze sfery religijnej w tym przypadku stały się częścią uniwersum narodowego, a nawet cywilizacyjnego. Dystans wobec wyznawców innej religii dość szybko i najczęściej niezauważalnie (…) przeradzał się najpierw w poczucie obcości, później w niechęć, wreszcie w odrazę, która hasła religijne przekuwała na lęki i obsesje nie mające już wiele wspólnego z antagonizmem wyznaniowym”(11). Znalazły one swoje odzwierciedlenie m.in. w publicystyce polskiego podziemia narodowego. Jego ideologowie z jednej strony wpisują się w jasno określony nurt, z drugiej zaś w nauczaniu Kościoła szukają potwierdzenia głoszonych przez siebie poglądów. I albo je tam znajdują, albo nie znajdują stanowiska, które kwestionowałoby zajętą pozycję.

Przypisy:
1. Mieczysław z Głogowa [wł. W. Zaleski], Siła gospodarcza Polski Narodowej, Warszawa 1942, s. 45.
2. Wacław Górnicki [wł. S. Kasznica, Polska po wojnie, [Warszawa 1941?, 1943?], s. 13.
3. Ibidem, s. 14.
4. Ibidem.
5. Ibidem.
6. Kwestia żydowska w Polsce, „Aktualne Wiadomości z Polski i ze Świata” 1942/6.
7. Na drodze do Wielkiej Polski, [Warszawa] 1943, s. 7.
8. Żydzi, Polacy, ideologie. Role polskich Żydów (wywiad Grzegorza Jankowicza z Piotrem Pazińskim), „Magazyn Literacki” (dodatek do „Tygodnika Powszechnego”), nr 3-4/2012, s. 4.
9. G. Ignatowski, Kościół i Synagoga. O dialogu chrześcijańsko-żydowskim z nadzieją, Warszawa 2000, s. 70.
10. S. Buryła, Antyjudaizm czy antysemityzm. Kilka znaków zapytania, „Studia Judaica” 7: 2004 nr 1(13), s. 106-107.
11. Ibidem, s. 100.

Bibliografia

I. Źródła

- druki zwarte:

A.D. Dróżbacka, Moralne oblicze kwestii żydowskiej w świetle nauki św. Tomasza z Akwinu, Katowice 1937.
Andrzej Rawicz [wł. J. Lilpop], O co walczą Narodowe Siły Zbrojne, Warszawa 1943.
Bracia Budzisze [wł. F. Kotulecki, T. Dziedzicki], Jaką chcemy mieć Polskę, [Warszawa] 1941.
Czesław Buniewski [wł. S. Gajewski], Kulisy dwudziestolecia dziejów Polski wskrzeszonej, Warszawa 1944.
Duch wojska polskiego, Lwów 1943.
Istotne cele wojny. (O co walczą wielkie mocarstwa), [Warszawa 1943].
L. Podolski [wł. K. Stojałowski], Przyszła Polska – państwem narodowym, Warszawa [b.r.w.].
L. Podolski [wł. K. Stojałowski], Ziemie zachodnie a państwo narodowe, [b.m.d.w.].
M. Poradowski, Katolickie Państwo Narodu Polskiego, Wrocław b.d.w.
Mieczysław z Głogowa [wł. W. Zaleski], Siła Gospodarcza Polski Nowej, Warszawa 1942.
Na drodze do Wielkiej Polski, [Warszawa] 1943.
Na drodze do wielkości, [Warszawa 1944].
Nacjonalizmu, Warszawa 1942.
Narodowy ustrój gospodarczy, b.m.d.w.
Piotr Straża, Piastowy szlak, [Warszawa 1941].
Program szkolenia organizacyjnego (okresu kandydackiego), Warszawa 1944.
Robotnik w Polsce po wojnie. (Materiały dyskusyjne dla zespołów Załogi), b.m.w. [ok. 1943].
Rosja sowiecka w obecnej wojnie, [Warszawa 1943].
Rozwój Ruchu Narodowego i jego zasługi dla Polski, [b.m.d.w.].
Sprawa wsi, Warszawa 1943.
Stefania Skwarczyńska, Katolickie posłannictwo dziejowe Polski, Lwów 1943.
Szczepan Runiewicz, Awiatyzacja świata i jej wpływ na podstawy strategii, polityki i gospodarstwa, Warszawa 1943.
T. Baryka, A. Jurand, Prawdy historyczne, Warszawa 1944.
T. Baryka, Kwestia żydowska i masoneria w Polsce, Warszawa [1942].
T. Baryka, Liberalizm, socjalizm, komunizm, Warszawa [b.r.w.].
Tadeusz Prus [wł. T. Maciński], Apolityczność – czy polityka (Bezpartyjnym pod rozwagę), Warszawa 1944.
Tadeusz Prus [wł. T. Maciński], Między Rosją a Niemcami (Dzieje stosunków polsko rosyjskich i polsko niemieckich z punktu widzenia Obozu Narodowego, Warszawa 1941.
Tadeusz Prus [wł. T. Maciński], Uwagi o propagandzie, Warszawa [b.r.w.].
Tadeusz Prus [wł. T. Maciński], Wstęp. O czterech motorach dwudziestolecia 1918-1939, w: Czesław Buniewski [wł. S. Gajewski], Kulisy dwudziestolecia dziejów Polski wskrzeszonej, Warszawa 1944.
Tadeusz Prus [wł. T. Maciński], Zarys dziejów Ruchu Narodowego w Polsce zestawił T. Prus. Część I (1886-1919) z epilogiem, Warszawa 194.
Wacław Górnicki [wł. S. Kasznica], Polska po wojnie, [Warszawa 1941?, 1943?].
Wskazania, [Warszawa] 1941.
Życie i śmierć dla Polski, [Warszawa] 1942.
­

- tytuły prasowe:

„Aktualne Wiadomości z Polski i ze Świata”
„Alarm”
„Barykada. Pismo Młodych”
„Biuletyn Centralny”
„Biuletyn Słowiański”
„Biuletyn Wewnętrzny. Studium Informacji Politycznej”
„Do Broni!”
„Fakty na Tle Idei”
„Kierownik”
„Komunikat”
„Kronika Polska”
„Kultura Polska”
„Młoda Polska”
„Myśl Polska”
„Narodowa Agencja Prasowa”
„Narodowe Siły Zbrojne”
„Naród i Wojsko”
„Nasz Czyn”
„Nowa Polska Gospodarcza”
„Nowa Polska”
„Państwo Narodowe”
„Polak”
„Polska Informacja Prasowa”
„Polska Myśl Prawnicza”
„Praca i Walka”
„Przełom”
„Sprawy Narodu”
„Sprawy Narodu”
„Strażnica”
„Szaniec”
„W Służbie Narodu”
„Walka”
„Warszawski Dziennik”
„Warszawski Głos Narodowy”
„Wielka Polska”
„Załoga”

II. Literatura przedmiotu:

Browning Ch.R., Zwykli ludzie. 101 Policyjny Batalion Rezerwy i „ostateczne rozwiązanie” w Polsce, Warszawa 2000.
Buryła S., Antyjudaizm czy antysemityzm. Kilka znaków zapytania, „Studia Judaica” 7: 2004 nr 1(13), s. 95-110.
Cała A., Żyd – wróg odwieczny? Antysemityzm w Polsce i jego źródła, Warszawa 2012.
Datner-Śpiewak H., Struktura i wyznaczniki postaw antysemickich, [w:] Czy Polacy są antysemitami? Wyniki badań sondażowych, I. Krzemiński (red.), Warszawa 1996.
Fertacz S., Polska myśl słowiańska w okresie II wojny światowej, Katowice 2000.
Fontette F de., Historia antysemityzmu, Wrocław 1992.
Goldhagen D.J., Gorliwi kaci Hitlera. Zwyczajni Niemcy i Holocaust, Warszawa.
Horoszewicz M., Nie urzeczywistniona encyklika Piusa XI, [w:] Ja jestem Józef brat wasz. Księga pamiątkowa ku czci Arcybiskupa Henryka Józefa Muszyńskiego Metropolity Gnieźnieńskiego w 65 rocznicę urodzin, W. Chrostowski (red.), Warszawa 1998.
Horoszewicz M., Przez dwa millennia do rzymskiej synagogi. Szkice o ewolucji postawy Kościoła katolickiego wobec Żydów i judaizmu, Warszawa 2001.
Ignatowski G., Kościoły wobec przejawów antysemityzmu, Łódź 1999.
Ignatowski G., Kościół i Synagoga. O dialogu chrześcijańsko-żydowskim z nadzieją, Warszawa 2000.
Ignatowski G., Przedwojenny projekt encykliki na temat antysemityzmu, „Więź” 1997, nr 7(1996).
Janion M., Spór o antysemityzm, w: „Zagłada, Pamięć, Edukacja. Biuletyn nauczycieli”, nr 3/2005, s. 47-69.
Krzemiński I., O Żydach i antysemityzmie po 10 latach, [w:] Antysemityzm w Polsce i na Ukrainie. Raport z badań, I. Krzemiński (red.), Warszawa 2004.
Łętocha R., Katolicyzm a idea narodowa. Miejsce religii w myśli obozu narodowego lat okupacji, Lublin 2002.
Paszko A., O Katolickie Państwo Narodu Polskiego. Inspiracje katolickie w ideach politycznych Grupy >Szańca< i Konfederacji Narodu, Kraków 2002.
Pipers D., Potęga spisku, Warszawa 1998.
Szapiro P., Nie trzeba było Hitlera, „Midrasz”, 1999, nr 5(25).
Szarota T., Żaryn J., Elity obozu narodowego wobec zagłady Żydów, [w:] Polacy i Żydzi pod okupacją niemiecką 1939-1945. Studia i materiały, A. Żbikowski (red.), Warszawa 2006, s. 365-399.
Większość była gapiami. Rozmowa z Paulem Ricouerem, [w:] Żakowski J., Rewanż pamięci, Warszawa 2002.
Żydzi, Polacy, ideologie. Role polskich Żydów (wywiad Grzegorza Jankowicza z Piotrem Pazińskim), „Magazyn Literacki” (dodatek do „Tygodnika Powszechnego”), nr 3-4/2012, s. 2-4.

* W dniach 19-21 września br. w Poznaniu odbył się II Ogólnopolski Kongres Politologiczny. Rozliczne obowiązki nie pozwoliły mi wziąć udziału w całym tym przedsięwzięciu, ale kilka paneli, w jakich uczestniczyłem, dało mi sporo do myślenia. Publikowany tutaj tekst stanowi skrót mojego referatu wygłoszonego w ramach panelu: „Politologia religii jako nauka o funkcji wiedzy religioznawczej w badaniach politologicznych”. Powstały na jego bazie artykuł powinien ukazać się w jednej z pokonferencyjnych publikacji w połowie przyszłego roku.

wtorek, 10 lipca 2012

ISM cdn...

Projekt "Interdyscyplinarne Seminarium Międzypokoleniowe" idzie pełną parą. Spotkania, pod koniec maja, zainaugurowali Staszek Alwasiak (Solidarność międzygeneracyjna i perspektywy wsparcia dla seniorów na przykładzie inicjatywy AAL) i Michał Adamczyk (Przyczyny kryzysu finansowego w USA). Na spotkaniu czerwcowym Staszek mówił o możliwościach pozyskania środków finansowych z Unii Europejskiej na projekty aktywujące seniorów, a Łukasz Bujak o problemach z innowacyjnością polskiej gospodarki. W lipcu Michał wprowadzał słuchaczy w zawiści podatku od dochodów kapitałowych, a Łukasz opowiadał o pomocy publicznej jako instrumencie polityk publicznych. Kolejne spotkanie już 17 lipca. Następne: 28 sierpnia i 11 września. Wszystkie w gościnnych murach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie (ul. Rajska 1), w sali 247. Startujemy o godz. 18.00. Zapraszamy!
Wykładowcami są słuchacze studiów doktoranckich organizowanych przez Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie. Ale otwarci jesteśmy również na młodych adeptów nauki z innych uczelni. Ważne, by chcieli wyjść za hermetyczną granicę akademickości. Słuchaczami (często biorącymi udział w żywiołowych dyskusjach) wszyscy, którzy mają na to ochotę. W szczególności użytkownicy Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie, a zwłaszcza seniorzy, dla których WBP stworzyła ciekawą ofertę aktywnego uczestnictwa w kulturze.
Wszystkich, którzy w jakiejś formie chcieliby włączyć się w ten projekt (przygotowanie referatu, pomoc w organizacji lub promocji itp.) - proszę o kontakt.
ISM (1)


czwartek, 14 czerwca 2012

Na zapleczu

Jeśli już ma się jakieś zasady, łamanie ich musi nieść za sobą stosowne konsekwencje. Wiem coś o tym, bo zdarza mi się zasady łamać. Usprawiedliwiam się wówczas, że to wszystko efekt zaborów, a zwłaszcza faktu, iż spora część mego życia przypada na lata PRL-u. Wówczas zaś obowiązywała doktryna, że zasady są po to, by je łamać. Usprawiedliwienie całkiem-całkiem, ale kac zostaje. Pal licho kaca. Człowiek przez lata zdążył się nauczyć, jak z nim żyć. Gorzej, gdy w grę wchodzi dysonans poznawczy. Ten ciągle przyprawia mnie o torsje.
O.K. Już się przyznaję. Chodzi o to, że 12 czerwca włączyłem telewizor. Trochę zajęło zanim znalazłem pilota. Drań schował się pod łóżko, ale go wymacałem. Niepotrzebnie. W TV, różni tacy, rozpływali się nad pięknem atmosfery jaka towarzyszy rozgrywkom EURO 2012. Że wszyscyśmy w takim pozytywnym uniesieniu, że przyjaźń, że miłość, a ekscesy to jakaś ściema i margines. No to wyjrzałem przez okno, by zachłysnąć się tą atmosferą, tą przyjaźnią, miłością i uwielbieniem dla sportu. I wtedy dopadł mnie dysonans.





I już sobie tłumaczyłem, że to tylko jakaś ściema, jakiś margines, bo przyjaźń, braterstwo i miłość. Tyle że podkusiło mnie, po zakończonym meczu, by jeszcze raz wyjść na balkon.

Tak wracali ludzie ze Strefy Kibica. Jak wracali ze stadionu? Nie wiem. Boję się domyślać. Czytam o tym też z umiarem (a w relacjach jakoś mniej już tej przyjaźni, braterstwa i miłości). Zresztą pamięć operacyjna już nie ta co za młodu. Po czterdziestce skupienie się nad jedną myślą to już wystarczający wysiłek. A myśl ta zamknięta jest w pytaniu: dlaczego tak trudno otwarcie przyznać, że nie lubimy (in gremio) Rosjan (in gremio)? I pewnie vice versa. Czy od publicznego zaklinania rzeczywistości owa rzeczywistość może się zmienić? A może warto sobie po prostu powiedzieć prawdę. A później zadać sobie kilka pytań. Ot choćby i takich: Czy tak być musi? Czemu to służy? Czy można to zmienić? Jak to zmienić?

Pamięć i wdzięczność

25 maja minęła pierwsza rocznica śmierci Marka Nawary. Nie sądzę, by komukolwiek, komu nieobojętne są sprawy publiczne, trzeba było przybliżać, kim był Marszałek. A jednak… Po roku od odejścia Marka wiem o nim więcej, niż dowiedziałem się przez kilkanaście lat naszej znajomości. O wiele bardziej też go rozumiem. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Wiedza przyszła wraz ze wspomnieniami, które przybrały postać książki: „Marek Nawara. Pamięć i wdzięczność. Księga wspomnień przyjaciół, znajomych i współpracowników” (red. M. Karlińska-Nawara, Kraków 2012). Lektura nie tylko dla tych, którzy Nawarę na swojej drodze spotkali, ale może przede wszystkim dla tych, którym nie było to dane.
Zrozumienie… Ono zawsze przychodzi z czasem. Zwłaszcza wtedy, kiedy można dostrzec, że mimo braku człowieka, jego dzieło żyje i wzrasta. A ma co wzrastać. W szczególny sposób dotarło to do mnie, kiedy słuchałem prelegentów* na poświęconej pamięci marszałka Marka Nawary, zorganizowanej przez Wyższą Szkołę Biznesu w Nowym Sączu, konferencji: „Rozwój regionalny - Małopolska dzisiaj i jutro”. Zresztą… Nie trzeba specjalnych sympozjów, by zobaczyć ślady Marka głęboko odciśnięte na małopolskich ścieżkach. I choć czasem próbuje się przemilczać jego rolę, nie zmienia to faktów. Te ślady są zbyt wyraźne, by można je było zatrzeć.
Długo wspominał będę tegoroczne uroczystości. Sądecką konferencję, mszę świętą odprawioną w Bazylice Mariackiej pod przewodnictwem księdza Kazimierza kardynała Nycza, wieczór wspomnień w Sali Fontany Pałacu Krzysztofory i w końcu odsłonięcie tablicy pamiątkowej w gmachu przy ul. Basztowej 22 w Krakowie, dzielonym przez Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego oraz Małopolski Urząd Wojewódzki. Zawisła ona naprzeciwko tablicy poświęconej pamięci wojewody Tadeusza Piekarza. A to symboliczne sąsiedztwo mówi więcej niż tysiące słów.


*Prelegenci i tematy wystąpień:
Prof. Jerzy Buzek, (b. Premier Rządu RP, b. Przewodniczący Parlamentu UE, euro poseł) -„Perspektywa budżetowa 2007-2013 i 2014 -2020 a rozwój Małopolski”
Dr hab. Stanisław Mazur (AE w Krakowie, Wydział Ekonomii i Stosunków Międzynarodowych, współautor raportu „Kurs na innowacje”, opracowanego pod kierunkiem prof. J. Hausnera) – „Kurs na innowacje”
Krzysztof Wnęk, Monika Kamińska (Miasteczko Multimedialne sp. z o.o.)
„Park Naukowo-Technologiczny Brainville jako katalizator rozwoju subregionu Sądeckiego”
Dr Jerzy Jedliński, (b. Doradca Marszałka M. Nawary, Pełnomocnik rektora AGH ds. współpracy regionalnej i rozwoju) - „Regiony wiedzy w polskich warunkach – miraż, pułapka czy wehikuł rozwoju”

czwartek, 24 maja 2012

Ucieczka z kina Absurd

Wyobraźcie sobie następującą sytuację. Jedna spółka kolejowa zleca przeprowadzenie remontu strategicznego tunelu. Koszt jakieś 50 milionów złotych. Inna – kupuje nowoczesne wagony, którymi pasażerowie mają mknąć przez ów strategicznie położony tunel. Koszt – jakieś 250 milionów złotych. Jak przychodzi już co do czego okazuje się, że wagony nie mieszczą się w zmodernizowanym tunelu… Cztery lata dumania i debat. Decyzja – kolejna modernizacja tunelu. Koszt? Kolejne 4 miliony 300 tysięcy złotych. Absurd? Nie. Polska rzeczywistość. A gdyby tak spojrzeć głębiej. Przyjrzeć się tym inwestycjom w dłuższej perspektywie czasowej..? Nie znam szczegółów. Trudno dywagować. Bliższe są mi inne przypadki. Wiele przypadków…
Pierwszy z brzegu - modernizacja DK nr 7 na odcinku zwanym popularnie „obwodnica Kielc”. Długość: 23 kilometry. Koszt: nieco ponad 640 milionów złotych. Regularność moich nim przejazdów w ciągu ostatnich 20 lat: ponadprzeciętna.
Moje pierwsze zetknięcie z tym odcinkiem pamiętam do dzisiaj. Początek lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Droga ekspresowa, na której bałem się przekraczać prędkość 80 kilometrów na godzinę z obawy przed poważnym uszkodzeniem zawieszenia. Stan nawierzchni był katastrofalny. Tym niemniej jedno budziło nadzieję. Budowniczowie obwodnicy przewidzieli mianowicie, że będzie to trasa dwujezdniowa. I chociaż udało im się wybudować tylko jedną nitkę drogi, to wszystkie przechodzące nad nią wiadukty zbudowano w taki sposób, by zmieściły się pod nimi obydwie jezdnie. Przez kilka lat żyłem więc nadzieją, że lada moment rozpocznie się budowa owej drugiej nitki, przełoży się na nią ruch i rozpocznie remont starej, zniszczonej drogi. Niestety, najpierw doczekałem się tego ostatniego. Początkowo doraźnie wymieniano fragmenty nawierzchni. Z czasem rozpoczęto remont kapitalny. Trwał lata, a czas przejazdu odcinka wydłużył się niepomiernie. Któż ze stałych bywalców nie pamięta tych ciągnących się w nieskończoność korków. Efekt był jednak zadowalający. I dał kilka lat spokoju.
W ubiegłym roku, ku mojej wielkiej radości, rozpoczęto budowę drugiej nitki. Trochę zdziwił mnie fakt, że zainicjowało go burzenie wiaduktów. Wytłumaczyłem sobie jednak po chłopsku, że może ich stan techniczny budził już zastrzeżenia i nie opłacało się ich remontować, albo – po prostu – nie odpowiadały współczesnym standardom. Większość ze stawianych w ich miejsce nowych obiektów jest już niemalże gotowa. Podobnie jak nowa jezdnia. W osłupienie wprawił mnie jednak fakt, że teraz drogowcy zaczęli zrywać asfalt (a częściowo także demontować podkład) jezdni, której remont zakończył się nie tak dawno temu.
Nadal więc stoję w korkach, przecieram oczy ze zdumienia i klnę pod nosem. Klnę, bo sobie liczę… Wybudowanie od podstaw podobnego odcinka DK nr 7 pomiędzy Występą a Skarżyskiem Kamienną kosztowało ok. 780 milionów złotych. Większość tej kwoty - nieco ponad 640 milionów złotych - pochłonęły roboty budowlane. Odcinki są niemalże porównywalne… Koszt modernizacji i rozbudowy „obwodnicy Kielc” to – przypominam – nieco ponad 640 milionów złotych. Jeżeli do wartości obecnych robót budowlanych dodamy jednak koszt wybudowania jeszcze w PRL nadmiarowych wiaduktów oraz wybudowanej w ramach późniejszego remontu od podstaw a demontowanej obecnie jezdni… A spróbujmy dodać do tego jeszcze cenę hektolitrów bezproduktywnie (no chyba, że uznać to za metodę dodatkowego zasilania budżetu państwa) wypalonej przez snujące się przez lata remontów w korkach pojazdy… Nie wiem czy mi wystarczy wyobraźni, by ogarnąć finalny koszt kilometra.
Podobne momenty zwątpienia, jeżdżąc polskimi drogami, przeżywałem wielokrotnie. Mój mały rozumek nie pozwala mi pojąć, dlaczego najpierw przez lata remontuje się drogę alternatywną do autostrady, a dopiero później buduje autostradę? Dlaczego projekty drogowe są poszatkowane? Buduje się i modernizuje wiele dróg jednocześnie. Żadnej od początku do końca. I tak jest od lat. Teraz widać to lepiej, bo skala inwestycji jest – w rzeczy samej – imponująca. Chciałbym wierzyć, że po EURO 2012 nasz zapał budowlany nie ulegnie nagłemu ochłodzeniu. Potrzeb wszak nie brakuje. Gdzieś tam, głęboko ukryta w zwojach mózgowych, tli mi się też nadzieja, że będziemy robili to rozsądniej. Kto wie? Może z zaklętego koła: „Czemuś biedny? Boś głupi! Czemuś głupi? Boś biedny!” istnieje jednak jakaś droga ucieczki…

czwartek, 19 kwietnia 2012

Między kazaniem, lekturą i polityką


I znów odwieczny dylemat. Pisać czy nie pisać? Gdyby tak milczeć, można by zasłużyć na miano filozofa. Tym jednakowoż nie jestem, a stanu rzeczy w żaden sposób poprawić nie może fakt, iż od kilku lat, konsekwentnie pozwalam sobie być brodaczem. Najwyraźniej broda nie ma nic wspólnego z filozofią. Fakt jej posiadania lub nieposiadania pozostaje dla niej okolicznością obojętną. Żywymi ilustracjami tego stanu rzeczy mogą być z jednej strony niżej podpisany, z drugiej zaś - konsekwentnie bezbrody minister sprawiedliwości, ikona polskiego konserwatyzmu - Jarosław Gowin.
 
Ustaliliśmy więc, że nie jestem filozofem. Wbrew obiegowej opinii, z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że - przynajmniej z tytułu specjalizacji naukowej - nie jest nim też obecny Minister Sprawiedliwości. Do ustalenia w ramach wstępu pozostaje nam jeszcze jedno: czy ja, niegodny, mam takie samo prawo wypowiadać się w danej sprawie, jak minister rządu Rzeczypospolitej? Pytanie ze wszech miar zasadne. Mam bowiem w swoim bagażu doświadczeń również wspomnienie sprzed kilku lat, telefonu od jednego z ministrów, który takie pozytywne przeświadczenie kwestionował. Otóż, przyjmując za dobrą monetę zadekretowany konstytucyjnie ustrój Najjaśniejszej, mam! Wszak, jak pisał Henry Francois Becque "Być może demokrację należy rozumieć w ten sposób, że wady niektórych są dostępne dla wszystkich".

No to się wypowiem. I to nie o byle czym, a o Konwencji Rady Europy w sprawie zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Ten, liczący zaledwie 31 stron tekst, stał się ostatnio jądrem ideologicznego sporu, swego rodzaju cezurą oddzielającą przeciwnych jej ratyfikacji, zatroskanych o przyszłość małżeństwa i rodziny w gnijącej Europie "konserwatystów" i ogarniętych filohomoseksualnym amokiem, antyrodzinnych, skażonych lewicowym myśleniem "postępowców". Po lekturze tego tekstu dochodzę do wniosku, że wygenerowanie takiego dyskursu było możliwe wyłącznie przy przyjęciu założenia, że nikt z publiczności nie zada sobie trudu, by dokument ten przeczytać. Tymczasem jego lektura każe zadać sobie pytanie o sens takich chociażby wypowiedzi ministra Gowina: "To konwencja służąca zwalczaniu tradycyjnego modelu rodziny i promowaniu związków homoseksualnych". Wypowiedzi opartych niewątpliwie na lekturze art. 12 ust. 1 Konwencji, który głosi: "Strony stosują konieczne środki, aby promować zmiany w społecznych i kulturowych wzorcach zachowań kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji i wszelkich innych praktyk opartych na pojęciu niższości kobiet lub na stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn". I chyba wyłącznie tego przepisu. Bo gdyby przeczytać tak całą Konwencję okazałoby się, że istotą tego zapisu jest wola zmierzenia się z takimi zjawiskami, jak ubezwłasnowolnianie, molestowanie, katowanie, okaleczanie i mordowanie kobiet, które często bywa podyktowane względami kulturowymi. Część tych zjawisk egzystuje na gruncie tradycji europejskiej. Z innymi (zwłaszcza okaleczaniem i "honorowymi" morderstwami) mamy do czynienia od stosunkowo niedawna, w związku z rosnącą w Europie rzeszą imigrantów. Ani słowa o homoseksualizmie i innych tego typu zjawiskach! Dużo natomiast o ofiarach przemocy domowej i dzieciach, które są tego przymusowymi świadkami; okaleczeniach kobiecych narządów płciowych; przymusowych małżeństwach itp.; oraz metodach zwalczania tych patologii.

Nie jest tak, że niektóre zapisy Konwencji nie budzą moich wątpliwości. Czytam je jednak w kontekście całego dokumentu i trudno jest mi uznać je za zagrażające tradycyjnie pojętemu małżeństwu (o ile za tradycyjne nie uznamy systematycznego pastwienia się domowego damskiego boksera nad pozbawioną czci i racji małżonką) czy rodzinie. Jednym z nich jest przepis art. 39, który za przestępstwo uznaje jedynie "przeprowadzanie aborcji bez uprzedniej i świadomej zgody kobiety" nie zaś zabójstwo nienarodzonego dziecka w ogóle. Przyjmuję jednak, że my - Europejczycy, ciągle jeszcze dojrzewamy. Już nie wyżynamy w pień sąsiadów (choć nie tak znowuż odległa w czasie wojna na Bałkanach może przeczyć tej optymistycznej opinii) i nie wysyłamy do komór gazowych całych narodów. Być może więc kiedyś dorośniemy i do wniosku, że życie człowieka jest wartością, którą chronić jesteśmy zobowiązani bez względu na fazę, w jakiej się znajduje.

Fakt, że mamy rozliczne wątpliwości, nie może jednak usprawiedliwiać braku polskiego akcesu do tej Konwencji. W ostateczności bowiem, wobec okoliczności, że wykluczone jest składanie do niej - poza "drobnymi" wyjątkami (art. 78 ust. 2) - zastrzeżeń (art. 78 ust. 1) jej ratyfikacji towarzyszyć może przyjęcie deklaracji interpretacyjnej. Skoro można było tak zrobić przy okazji przystępowania do Konwencji ramowej Rady Europy o ochronie mniejszości narodowych, zapewne można to samo zrobić i w tym przypadku, wskazując granice do jakich można się w Polsce posunąć kreatywnie czytając przedmiotowy dokument. Odnoszę jednak nieodparte wrażenie, że spór z Konwencją Rady Europy w sprawie zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej w tle nie ma na celu wypracowania nie tylko takiego, ale jakiegokolwiek kompromisowego rozwiązania. Tym bardziej jego celem nie jest ochrona tradycyjnie pojmowanego małżeństwa i rodziny czy też wręcz przeciwnie: podważenie tradycyjnych podstaw współczesnych społeczeństw. Spór ten ma cele stricte polityczne. W jakiejś mierze lokujące się w wewnątrzpartyjnym układaniu stosunku sił. W innej – petryfikacji sceny politycznej w odmienny, niż tego by chciała część opozycji sposób. Wszystkie te opcje prowadzą jednakowoż do dyskredytacji konserwatyzmu, który niebawem będzie kojarzył się z biciem kobiet i ochroną mężczyzn zabijających swoje siostry z powodów „honorowych”. W działania te opinia publiczna wyjątkowo łatwo daje się – w dużej mierze dzięki bezkrytycznym (?) relacjom mediów - wmanewrować. Jest na to tylko jedno remedium. Trzeba czytać zamiast słuchać "kazań".