czwartek, 14 czerwca 2012

Na zapleczu

Jeśli już ma się jakieś zasady, łamanie ich musi nieść za sobą stosowne konsekwencje. Wiem coś o tym, bo zdarza mi się zasady łamać. Usprawiedliwiam się wówczas, że to wszystko efekt zaborów, a zwłaszcza faktu, iż spora część mego życia przypada na lata PRL-u. Wówczas zaś obowiązywała doktryna, że zasady są po to, by je łamać. Usprawiedliwienie całkiem-całkiem, ale kac zostaje. Pal licho kaca. Człowiek przez lata zdążył się nauczyć, jak z nim żyć. Gorzej, gdy w grę wchodzi dysonans poznawczy. Ten ciągle przyprawia mnie o torsje.
O.K. Już się przyznaję. Chodzi o to, że 12 czerwca włączyłem telewizor. Trochę zajęło zanim znalazłem pilota. Drań schował się pod łóżko, ale go wymacałem. Niepotrzebnie. W TV, różni tacy, rozpływali się nad pięknem atmosfery jaka towarzyszy rozgrywkom EURO 2012. Że wszyscyśmy w takim pozytywnym uniesieniu, że przyjaźń, że miłość, a ekscesy to jakaś ściema i margines. No to wyjrzałem przez okno, by zachłysnąć się tą atmosferą, tą przyjaźnią, miłością i uwielbieniem dla sportu. I wtedy dopadł mnie dysonans.





I już sobie tłumaczyłem, że to tylko jakaś ściema, jakiś margines, bo przyjaźń, braterstwo i miłość. Tyle że podkusiło mnie, po zakończonym meczu, by jeszcze raz wyjść na balkon.

Tak wracali ludzie ze Strefy Kibica. Jak wracali ze stadionu? Nie wiem. Boję się domyślać. Czytam o tym też z umiarem (a w relacjach jakoś mniej już tej przyjaźni, braterstwa i miłości). Zresztą pamięć operacyjna już nie ta co za młodu. Po czterdziestce skupienie się nad jedną myślą to już wystarczający wysiłek. A myśl ta zamknięta jest w pytaniu: dlaczego tak trudno otwarcie przyznać, że nie lubimy (in gremio) Rosjan (in gremio)? I pewnie vice versa. Czy od publicznego zaklinania rzeczywistości owa rzeczywistość może się zmienić? A może warto sobie po prostu powiedzieć prawdę. A później zadać sobie kilka pytań. Ot choćby i takich: Czy tak być musi? Czemu to służy? Czy można to zmienić? Jak to zmienić?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz